Znajomi proszą mnie często o przepisy na potrawy które u nas zjadają, więc zamiast wysyłać te informacje mailami, zaczynam tutaj nowy dział kulinarny.
Zazwyczaj gotuję jak dla wojska. Tak gotuje moja matula i najwyraźniej, świadomie lub nie, przejąłem jej styl. Dzięki militarnemu
podejściu jedną potrawą można nasycić wiele żołądków. Przy tym jeśli wyjdzie smaczne (a w ten sposób gotuję pewniaki, które trudno spieprzyć), to po odgrzaniu dnia następnego mam równą lub nawet większą przyjemność z jedzenia - niektóre potrawy po przegryzieniu się smakują lepiej. Poza tym kto by chciał całe życie spędzać w kuchni, skoro jest tyle innych ciekawych rzeczy do robienia. ;)
W zasadzie nie lubię gotować. Lubię natomiast:
- Karmić innych ludzi - rośnie wtedy moje serce "matki polki" (coż za okropna genderyzacja) nieszczęśliwej dopóki inni mają niedostatecznie nabombane brzuszki. ;)
- Przyrządzać żarcie tak, żeby mi smakowało. Poszukiwać optymalnego smaku w kombinacji składników - czy smakuje innym, to już mnie mniej obchodzi, ale gdyby nie pozytywne sygnały zwrotne, nie zaczynałbym o tym pisać.
Podczas gotowania nie stosuję żadnych miar - wszystko jest na oko i najczęściej standardowa puszka, czy standardowe opakowanie wyznacza ilość poszczególnych ingrediencji. Zachęcam do własnych eksperymentów z proporcjami.
A poza tym chciałbym zachęcić mężczyzn do gotowania dla własnych rodzin - kuchnia nie jest miejscem przypisanym wyłącznie kobiecie. Powielając kulturowe stereotypy w tym zakresie ograniczamy sobie możliwości. Z tego względu język działu kulinarnego na moim blogu będzie dosadny, a nawet wulgarny - odzwierciedlający dramatyzm procesu produkcji. Kiedyś zadzwonił do nas przyjaciel Mat i mówi: "przychodźcie, natrzaskałem z chuja klusek" - właśnie jego podejście stanowi dla mnie kwintesencję "testosteronowego" gotowania o którym tu mowa. ;)
A, jeszcze jedna uwaga - wszystkie opisane tu potrawy będą także bezglutenowe.
A oto lista przepisów na wegańskie żarcie jak dla wojska:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz