Kiedyś zaserwowano mi w pewnym wege-lokalu zupę dnia
, niebywale smaczną, ale też zupełnie egzotyczną - nie kojarzyłem jej z niczym mi znanym. Zapamiętałem ten smak na wiele lat. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie, iż o tej wyjątkowości decydował dodatek kuminu. Poszukałem w internecie przepisów na zupy kuminowe i okazało się że sztandarowy w tym przypadku przepis to dahl z czerwonej soczewicy. Spróbowałem, udało się, i od tego czasu jest to moja specjalność zakładu
. Ten przepis spełnia genialnie kryteria: szybko, dużo, smacznie i sycąco.
Kumin zwany też jest kminem rzymskim. Różni się znacząco w smaku od popularnego kminku. Duża ilość obu tych przypraw w mojej zupie dahl niweluje wzdęciowe efekty rośliny strączkowej jaką jest soczewica. Po zjedzeniu raczej się przyjemnie odbija, niż pierdzi, co stanowi niewątpliwą zaletę tej potrawy.
No to zaczynamy. Przygotuj wcześniej:
- paczkę czerwonej soczewicy
- kumin
- kminek
- puszkę mleka kokosowego
- olej (ja używam rzepakowego tłoczonego na zimno)
- 4 duże cebule
- 6 kostek rosołowych (można dostać wegańskie - pewnie lepszy byłby wywar z warzyw, ale nigdy mi się nie chciało go robić wcześniej)
- cytryna
- butelka pomidorowej passaty, lub koncentrat pomidorowy
- 3 ząbki czosnku
- pieprz
- sól
- płatki migdałowe (opcjonalne)
Odnośnie dostępności składników - czerwoną soczewicę można kupić w sklepach ze zdrową żywnością
. Czasem można ją znaleźć także w innych miejscach - najlepiej szukać wśród fasoli, grochu i innych strączkowych. Kuminu trzeba trochę poszukać, albo ostatecznie kupić w intenrnecie. Mleko kokosowe w puszcze, istotny składnik potraw kuchni orientalnych, można znaleźć w sklepach coraz częściej. Poszczególne produkty różnią się niestety smakiem i ilością konserwantów. Mi do tej pory udało się znaleźć tylko jeden rodzaj w pełni satysfakcjonujący smakowo - to znaczy bez gorzkawego posmaku. Mam wrażenie że ten posmak zależy właśnie od zastosowanych konserwantów. Ale ja ogólnie jestem wyczulony na gorzki smak, więc pewnie dla Ciebie ten parametr nie będzie szczególnie istotny.
Procedura:
- Weź bardzo duży garnek, soczewica pęcznieje szybko i się rozgotowuje, więc wyjdzie tego w chuj.
- Na dno garnka wlej olej, rozgrzej i wrzuć 4 posiekane z grubsza cebule (i tak się potem rozgotują, więc nie ma co się jebać z ciachaniem)
- Kiedy cebula się już zarumieni sypnij na nią od serca (a nawet od dwóch, albo trzech serc), mniej więcej pół na pół zmielonego kminku i kuminu. Mielę przyprawy w młynku, wtedy są najświeższe, ale gdybym nie mielił, to pewnie poszłoby po jednej paczce tego i tego (no może 3/4 paczki). Trzeba uważać, żeby powstałej w ten sposób przyprawowej masali nie przypalić. Na tym etapie całe pomieszczenie wypełnia się intrygującym aromatem. Bardzo to lubię.
- Po pół minucie, lub całej, w każdym razie zanim przypalą się przyprawy, zalej wszystko mlekiem kokosowym z puszki. Po czym wsyp opakowanie soczewicy (zazwyczaj 350 lub 500g - jeśli stosuję opakowanie 500g, to ostatnio wlewam dwie puszki mleka kokosowego, choć nie jest to konieczne)
- Dolej butelkę passaty, lub wrzuć przecier pomidorowy (krok opcjonalny, więc można kombinować z ilością)
- Uzupełnij całość wodą - soczewica ją szybko wsysa. Cały czas nakurwiaj łyżką od czasu do czasu, żeby nie przywierało do dna. Ta masa jest bardzo gęsta. Kotroluj gaz. Czasem strzelają bąble jak z gejzera i można się poparzyć.
- Ja walę do tego jeszcze z 5-6 wegańskich kostek rosołowych.
- Na sam koniec doprawiam sokiem z cytryny, pieprzem, oraz wyciśniętym czosnkiem, aż do czasu uzyskania porządanego smaku. Uważaj żeby nie poparzyć jęzora przy próbowaniu. Czasem eksperymentuję jeszcze z garam masala, czasem z sosem sojowym.
- Zupę serwuję posypaną płatkami migdałowymi. Posiekana pietruszka też nie zaszkodzi.
Moja zupa dahl zawsze wychodzi trochę inaczej. Właściwie zawsze jest smaczna, bo ciężko coś tu zjebać. Z chęcią zjadam ją na drugi dzień - wtedy po przegryzieniu się składników jest nawet lepsza. Czasem udaje mi się uchwycić te wyjątkowe proporcje przypraw, które dostarczają orgazmu spożywczego. Siedzę wtedy nad talerzem godzinę, rozkoszując się każdą jedną łyżką tej strawy.
Jest to świetna potrawa na imprezy, bo bardzo sycąca, więc można wykarmić nią dużo ludzi.
Tutaj inne przepisy z cyklu wegańskie żarcie jak dla wojska.
Fajne zdjęcie. Kategoria też (już nie będę pod stosownym wpisem komentował). Zawsze chodziło mi po głowie pisanie trochę więcej o kuchni, a nie tylko suche przepisy, ale... nie umiem takich ładnych kompozycji (składniki obok potrawy) robić, nie lubię robić zdjęć, zwykle jest za ciemno, nie lubię ich dopieszczać i sczytywać na kompa... No i raczej już nie gotuję.
OdpowiedzUsuńUwagi:
Soczewica i mleko kokosowe są dostępne w *marketach Piotr i Paweł. Mają wersję z dowozem w niektórych miastach, składniki tanie nie są (i nie psują się szybko), więc łatwo nabić odpowiednią kwotę.
Nie klnij (tyle). Kumam ideę, bluzgi generalnie mi nie przeszkadzają, ale nijak nie pasują do kuchni.
Zupy z soczewicą czerwoną zwykle są ciekawsze na drugi dzień. Gęstości nabierają.
Zamiast kostki rosołowej (nie uznaję i ciężko o wegetariańską, o wegańskiej nie wspominam) można spróbować chlapnąć w początkowej fazie nieco więcej oleju i podsmażyć warzywa. Np tarkowane na grubych oczkach.
Tę kompozycję i zdjęcie zrobiła Pacia - ja nie fotografuję w ogóle.
UsuńCo do bluzgów - odnosisz się pewnie do kwalifikatora "w chuj". W przepisach kucharskich często spotkać się można z kwalifikatorami w rodzaju "szczypta", "łyżeczka", "filiżanka", etc. i tak naprawdę chuj wie ile to ma być ;) To już wolę moje wulgarne kwalifikatory.
Bardzo ładne zdjęcie.
OdpowiedzUsuńOdnoszę się do wszystkich wulgaryzmów obecnych w tekście.
"Odnoszę się do wszystkich wulgaryzmów obecnych w tekście."
UsuńWiem, wiem ;)
Zrobiłam zupkę- pyszna jest! Bardzo rozgrzewająca- w sam raz na chłodny dzień. Dziękuję za przepis i liczę na więcej.
OdpowiedzUsuń