niedziela, 19 lutego 2012

Feminizacja świadomości

Wczoraj byłem na wykładzie Xaviera Bayle, temat brzmiał "feminizacja świadomości". Mocno mnie to wydarzenie poruszyło. Po części ze względu na drastyczność faktów relacjonowanych bez żadnych ogródek, po części ze względu na bliski mi temat, ale przede wszystkim ze względu na szczerość i otwartość prelegenta - hiszpańskiego artysty, czy też raczej artywisty, mieszkającego od jakiegoś czasu w Polsce. Polski nie jest jego językiem ojczystym, ale mimo to, a może po części właśnie dzięki temu, siła ekspresji tego człowieka zrobiła na mnie wielkie wrażenie.

Opowiadał on tak naprawdę o historii swojego aktywizmu i związanej z tym autorefleksji. Protest zawsze skierowany jest przeciwko czemuś, więc Xavier próbował jak najgłębiej zrozumieć czemu tak naprawdę się sprzeciwia. Promocja weganizmu motywowana jest sprzeciwem wobec założenia, iż zwierzę którym jest człowiek traktuje się lepiej niż inne gatunki. Idee typowe dla feministycznej krytyki społecznej to z kolei wyraz protestu przeciwko nierównemu traktowaniu kobiet i mężczyzn. Analogicznie idee lewicowe, to protest przeciwko nierównemu traktowaniu ludzi ze względu na status materialny, pochodzenie społeczne, etc.

Wspólny mianownik dla wszystkich tych form protestu stanowi przekonanie, które Xavier określa mianem egalitaryzmu, co symbolizuje czysty, biały slajd jego prezentacji - wszystkie istoty są równe. Bardzo szeroko rozumiany egalitaryzm staje się zatem wartością autoteliczną, aksjologicznym arché - pierwotną zasadą określającą warunki poprawnych wartościowań etycznych, a wszelkie formy aktywizmu ważne dla Xaviera, sprowadzają się tak naprawdę do zabiegów o przywrócenie egalitaryzmu w tych kontekstach, w których go obecnie brakuje.

Pozostaje pytanie, o źródła deficytów egalitaryzmu - zamiast leczyć skutki, może warto usunąć przyczynę wszelkich nierówności? Na licznych przykładach Xavier próbował pokazać, że defaultowa we wszelkich ludzkich kulturach akceptacja nierówności między:

  • ludźmi
  • kobietami, a mężczyznami
  • ludzmi, a innymi niż nasz gatunkami zwierząt

jest tak naprawdę konsekwencją utrwalających się od 6000 lat patriarchalnych paradygmatów społeczno-cywilizacyjnych. Najsensowniejszy aktywizm właśnie w nie przede wszystkim powinien uderzać, i je kwestionować.

Większość egzemplifikacji bazowała na zestawieniu patriarchalnej eksploatacji kobiet (np. w związku z przemocą lub reifikowaniem ich osób do poziomu inkubatorów produkujących żołnierzy, czy pracowników), a analogicznym uprzedmiotowieniem zwierząt hodowlanych, głównie wszak samic (masowa wymuszona reprodukcja, ubój, inseminacja, etc.). Na jednym slajdzie Xavier zestawiał np. analogiczny patologiczny stan ludzkiej waginy i kurzej kloaki, spowodowany analogiczną eksploatacją - tego rodzaju porównań było wiele, a wszystkie bardzo drastyczne.

Skoro nie patriarchat, to matriarchat - nie tyle feminizm, co "feminizacja świadomości". Nasycenie dyskursu kobiecymi wartościami takimi jak:

  • opiekuńczość i troska o innych zamiast agresji
  • dialog i konsensus zamiast walki
  • współdziałanie zamiast rywalizacji
  • relacje poziome zamiast hierarchii

Właściwie to co mówi Xavier, bardzo mocno pokrywa się z moim światopoglądem. Nazywam siebie feministą, ale nie dlatego iż afirmuję nową kobiecość budowaną na genderowo męskich wartościach, lecz dlatego iż chciałbym, by kultura nasza najwyżej stawiała typowo genderowo kobiece wartości.

Jedyny mój zarzut co do wykładu dotyczy wyidealizowanego obrazu funkcjonowania matriarchalnych społeczności. Brak rzetelnych danych antropologicznych co do takich grup w kulturach Pan sapiens. Kultura szympansów bonobo stanowi z kolei dosyć interesujący przykład matriarchatu - swoją drogą interesuje mnie jakie znaczenie w tym kontekście ma aspekt promiskuityzmu Pan paniscus - kontaktów seksualnych w stadzie nieograniczonych ani pozycją osobnika w hierarchii, ani monogamią, ani standardami heteroseksualnymi. Do jakiego stopnia rozluźnianie opresji seksualnej w kulturze ludzkiej korelować może z ową "feminizację świadomości"?

Xavier pokłada nadzieję w feminizowaniu świadomości małych społeczności - chodzi o pojawienie się oddolnych zmian w świadomości trybalnej, coś na kształt indiańskich plemion. To z pewnością ważne. Ja mam natomiast wrażenie, że te "najzdrowsze" społeczeństwa odkryły w mniejszym lub większym stopniu o czym tu mowa. Mam na myśli Skandynawów. Ilość kobiet w polityce Danii, Szwecji, czy Finlandii, jest jak sądzę symptomem bardzo wartościowych przemian w zakresie "feminizacji świadomości", dokonujących się od lat w tych krajach.

Miałem okazję wiele razy obserwować efekty tych procesów na ulicach Kopenhagi, Sztokholmu, czy Oslo, ale także odnaleźć je w kręconych tam filmach, pisanej tam literaturze dla dzieci, ale przede wszystkim usłyszeć w rozmowach o wartościach prowadzonych z mieszkającymi tam ludźmi. Jakoś z całym tematem skojarzył mi się holenderski film "I am a girl":

Na nieszczęście dla pozaludzkich gatunków zwierząt, właśnie surowy klimat północy Europy spowodował iż żyjący tu ludzie bardziej niż inni zaczęli opierać swe przeżycie na niewolniczej eksploatacji innych gatunków. Właśnie o absurdzie tego zbrodniczego patriarchalnego paradygmatu traktował pokazany na początku wykładu film:

21 komentarzy:

  1. Mam także na uwadze, że matriarchat z pewnością ma jakieś cienie i zwyrodnienia, ale chętnie dożyłbym czasów matriarchatu. Ot, ku odświeżeniu :) A potem się wszystko zbalansuje :)

    Fromm pisał ciekawie o patriarchacie i matriarchacie na podstawie antycznej literatury Greków (tryptyk o Edypie) i mitologii Sumerów w "Zapomnianym języku świata".

    OdpowiedzUsuń
  2. A co do promiskuityzmu, to zawsze zapala mi się lampka, gdy czytam o z góry założonej tezie "kontaktów przypadkowych i bezuczuciowych". Czy ludzie aby swojej miary, której zresztą sami nie są w stanie sprostać, nie przykładają do innych gatunków?

    Zaś wnioskowanie co do uczuć/emocji jest też dość ryzykowne i raczej trudne do udowodnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Promiskuityzm bonobo spełnia z pewnością szereg ról. Czytałem o funkcji rozładowywania napięć i konfliktów, i o roli więziotwórczej. W tym kontekście prokreacyjna funkcja sexu pozostaje gdzieś zupełnie z boku. Kontakty "przypadkowe i bezuczuciowe" faktycznie trochę trącą uprzedzeniami zdenaturowanych Pan sapiens wierzących w monogamię.

      Usuń
  3. Ktokolwiek wyznaje egalitaryzm staje się dla mnie podejrzany o brak należytej analizy o czym mówi. Porównywać można coś do czegoś- stąd prosty wniosek- aby coś było równe- musi istnieć jakiś punkt odniesienia by to stwierdzić. Teza, że wszystko jest równe jest absurdalna o ile nie poda się punktu odniesienia- wobec czego równe.

    Równi jesteśmy tylko wobec śmierć, bo każdy umrze i to jedyna wartość egalitarna- choć oczywiście odniesiona do pewnego punktu- "życie/przemijanie".

    Wstępne analizy pana Xaviera wskazują, że nie bardzo wie do czego chce ludzi zrównywać- w sensie jaki punkt odniesienia przyjmuje do porównania.

    Dla społeczeństwa istotna jest równość wobec prawa o ile takie prawo działa etycznie sprawiedliwie- czyli za zło pojmowane w danej społeczności ponosisz karę. Dla etyki- nie mam pojęcia- ale każda forma zrównywania etyki między ludźmi zawsze kończy się masowymi mordami.

    Nie jestem wiarygodnym dyskutantem- nie cierpię egalitaryzmu- wyznaję elitaryzm jeśli idzie o społeczeństwo i egalitaryzm jeśli idzie o prawo do życia i szacunku międzyludzkiego.

    I jeszcze jedno- kobiety w polityce. Uważam, że się do tego nie nadają. Polityka ma bliżej do gangsterki niż do dyrektorowania przedszkolem. To, że gangsterka to męska rzecz wie każdy- co nie znaczy że nie ma tam zdolnych kobiet- analogicznie jest z polityką. Współczucie i kompromis w polityce? Chciałbym go zobaczyć w opcji konfrontacji z polityką zagraniczną Rosji. Od polityków należy wymagać też skuteczności w chwilach kryzysów- a nie uległości.
    O takich cechach jak zdolności przywódcze i charyzma nie wspomnę.

    Skandynawia jest dobrym przykładem społeczeństwa postpolitycznego. Może nie w pełni, ale jest im chyba najbliżej.

    Na koniec :) mój ulubiony argument- najszczęśliwsze społeczeństwa z badań- to społeczeństwa Ameryki Łacińskiej- czyli te jakie według Xaviera najbardziej dyskryminują społecznie kobiety- przez silny obraz maczo i kulturowo zakorzeniony patriarchat. Może to powinna być istotna informacja dla ludzi bawiących się w inżynierię społeczną- ot mała dygresja, by znowu trzeba było wymordować miliony ludzi by zrozumieć, że tworzyło się utopię prowadzącą w ślepy zaułek.

    I jeszcze jedno- laski z Norwegi jak były u nas na szkoleniu załapały się na dzień kobiet. Idąc do lokalu na imprezę każda dostała kwiatka i darmowego drinka od lokalu. Były pod wrażeniem i opowiadały o tym jako bardzo pozytywnym doświadczeniu. Wytłumaczysz mi jak się ma takie zachowanie do operacji 'egalitaryzm' przede wszystkim? Może te społeczeństwa Skandynawii już nie bardzo chcą tej zaszczepianej równości i może za jakiś czas zaczną dążyć do powracania do zasad bardziej pierwotnych? To, że nie wróci co było wcześniej to pewniak- ale to, że sztuczne zrównanie i egalitaryzm jest sztuczny- to bardziej niż pewne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że masz sporo racji opisując współczesne uwarunkowania polityczne, jednakże mając na uwadze słowa Xaviera można by się pokusić o coś w rodzaju historii alternatywnej i political fiction. Można pofantazjować, czy oczywista w relacjach między państwami reguła wzajemności otrzymałaby taką samą formą gdyby Rosja kontynuowała politykę nie Józefa, lecz Józefiny Stalin. Mając zaś wspomniany przez Kazika zbiór deficytów egalitaryzmu sądzę, że mimo pozornie anegdotycznej otoczki dywagacje o tym, czy premier Tuskowa dogadałaby się łatwiej z prezydent Kaczyńską są wręcz wskazane. Czy empatyczna damska obsługa lotniska w Smoleńsku zamknęłaby je wcześniej? Niewykluczone.

      Myślę natomiast, że zdecydowanie mylisz się w innej kwestii - nie trzeba być laską z Norwegii, żeby darmowy drink i prezent rozpatrywać w kategoriach pozytywnego doświadczenia. :)

      Usuń
    2. @TomLee, odnośnie powszechnego porównywania jako argumentu przeciwko egalitaryzmowi - jestem bardzo wyczulony na oddzielanie języka opisującego, od języka wartościującego. Język opisujący, naukowy, to zdanie w rodzaju: "przeciętny mózg samicy gatunku Pan sapiens jest mniejszy od przeciętnego mózgu samca". Język wartościujący, przejawia się np. w zdaniu: "kobiety nie powinny mieć praw wyborczych" (przekonanie o charakterze moralnym, do niedawna żywe jeszcze w Europie, a powszechne wciąż w innych miejscach świata). Wszędzie tam gdzie pojawiają się terminy: dobry, zły, lepszy, gorszy, ma obowiązek, powinien, etc., mamy do czynienia z wartościowaniem w sensie etycznym lub estetycznym. Pokazanie sensownej możliwości przejścia od języka deskryptywnego, do języka wartościującego, to jedno z wyzwań filozofii moralności (metaetyka) i wciąż trwają na ten temat bardzo ożywione spory.

      No więc tak jak mówisz język w paradygmacie naukowym bazuje na założeniu że wszystko jest zróżnicowane i właśnie poprzez określenie różnicy definiujemy elementy otaczającego nas świata - ale w tym procesie nie ma ocen, a jeśli się pojawiają, to kończy się w tym miejscu nauka - z tego m.in. powodu taka np. dziedzina jak "ekologia", budzi tyle kontrowersji.

      Z kolei co do wartościowania-oceniania, to w moim przekonaniu można to robić poprawnie jedynie względem działań tzw. moral agents, które generują konsekwencje dla tzw. moral patients (podmiotów moralnych) - istotne jest tutaj kryterium wyznaczenia owego zbioru moral patients. Wielu uważa iż zawężanie tego zbioru jedynie do zwierzęcia zwanego człowiekiem jest arbitralne, podobnie jak arbitralne jest wykluczanie z pośród tego zbioru kobiet, albo osobników innych ras - podzielam ten pogląd metaetyczny.

      Ocenianie samych wartości (feministycznych, patriarchalnych, etc.), lub czyjejś hierarchii wartości, jest nonsensowne, bliższe estetyce niż etyce. Możemy natomiast opisywać potencjał działań o złych konsekwencjach wynikający z tego, iż ktoś w ramach swej hierarchii sytuuje określone wartości na określonych poziomach. Na tej zasadzie krytykować można określone modele relacji społecznych (np. patriarchat, komunizm, egalitaryzm rewolucji francuskiej, etc.), w odniesieniu do innych modeli. Rozumiem że na podstawie tego rodzaju obserwacji formułujesz tezę:

      "każda forma zrównywania etyki między ludźmi zawsze kończy się masowymi mordami."

      Każdy i zawsze? - kwantyfikacja ogólna jest o tyle problematyczna, że wystarczy pokazać jedno odstępstwo od reguły, by tezę obalić. A takich przypadków mógłbym podać wiele. Szczerze mówiąc skłonny jestem postawić tezę dokładnie odwrotną i chętnie usłyszę o przypadku który ją obala:

      Wszystkie masowe mordy wynikały z żywionego przez grupę mordującą przekonania, że mordowani w jakiś sposób są od nich różni - np. w związku z innym pochodzeniem etnicznym, rasą, klasą społeczną, wyznawaną religią, i co najważniejsze w związku z innym typem genomu (największy nieprzerwany masowy mord w historii).

      A co do polityki, ja jednak inspiracji będę szukał w niedoścignionym ideale fruktarianina Gandhiego.

      Usuń
  4. Gwarancja, nie ma zadnej gwarancji ze matryarchalne społeczenstwo będzie lepsza, ale jest ewydentne ze model męski nie działa. Duzo kobiet zachowują się wedłud męski wzory, albo na wygoda, ale przed rutyna. Temat jest szeroki i nawet jak mowiłem, interesuje mnie feminizm jako reakcja na patryarchat, nie jako cel. Biały slajd pokazywał wszystko co opinuje w sprawie roznica między kobiet/mezczyzna, człowiek/osoby pozaludzki, bogatych/biednych, biała rasa/jakiekolwiek inna rasa... Roznica jest kulturalna, nie naturalna. Nie mam zadnego przeciwienstwo o zachowanie bonobo (akurat o to pisalem felieton w numer lutego magazyn Vege), monogamia, poligamia, to kulturalne, seks nie powinno byc trauma.

    Egalitarizm nie znaczy ze murzynow beda mieć święte prawo być biały (np.M.Jackson), lub kobieta być mezczyzna, to bezsensu -przeciez kazde ma wolne wybor robić tego co chcę z własne cialo, i tez nie znaczy ze zwierzęta będa mieć prawo głosowaniu albo prawo nosenie krawat (w ten punktu nie potrafią być tak durny jak My), egalitaryzm znaczy podstawowe prawo do zycia i wolnośc, prawo ktore w naturze wszystie zwierzęta mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Xavier, dzięki za wykład i dzięki za komentarz. Spróbuję dorwać ten numer Vege.

      Usuń
  5. Jakieś pokrętne te Twoje "ale" Tomku. Ale to pewnie wynika z różnych perspektyw patrzenia. Jak zawsze.

    Np. nie wiem, dlaczego przykład z norweżkami miałby być dowodem przeciw egalitaryzmowi? Egaliztaryzm jak na mój gust nie zabrania afirmacji raz jednej, a innym razem drugiej płci/ drugiego gatunku albo wszystkich naraz.

    A skoro polityka to gangsterka, a gangsterka szybciej niż z mężczyznami kojarzy się raczej z czymś nieetycznym, to chyba niezbyt fajnie żyć w państwie, które zarządzane jest przez nieetyczną grupę. Zatem może warto to zmienić? Chociażby próbując wariantu kobiecego z wyrozumiałością na początkowe patologiczne naśladownictwo gangsterki męskiej, by w końcu mógł się wyklarować model polityki (czy jak tam zwał) kobiecej. Zdaje się, że o parytet tam byłoby łatwiej. :)


    No i bardzo jestem ciekawy jakie to badania i jaką metodologią prowadzone wskazały Amerykę Łacińską jako ziemie szczęśliwe. Nie słyszałem bowiem dotąd o jakimś naukowym sposobie badania "szczęścia"...

    Szalom

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieją rankingi próbujące zmierzyć poziom szczęśliwości - najczęściej chyba wspominana jest lista państw świata według wskaźnika rozwoju społecznego albo np. to, fajnie zwizualizowane zestawienie (z krótką opisaną metodologią). W obydwu jednak przypadkach najwyżej notowane Chile jest daleko poza czołówką.

      Usuń
  6. P.S. Mam jednak wątpliwość czy faktycznie kraje Ameryki Łacińskiej są najbardziej patologicznie patriarchalne. Raczej wskazywałbym Izrael i państwa arabskie, ewentualnie Mongolię.

    OdpowiedzUsuń
  7. rudawy: mała uwaga egalitaryzm prowadzi do tego o czym mówisz- zakaz afirmacji. Niestety tak to działa w perspektywie czasu. Przykład z Norweżkami jest o tyle zabawny, że w ich kraju takie zachowanie jak same opisywały było by nie do pomyślenia ze względu 'równouprawnienie' i feministki. Z ich zadowolenia widać, że takie zrównywanie nie zawsze się podoba.

    Co do gangsterki w polityce- masz rację- powinno się to zmienić. Problem jednak jest taki jak z rozbrojeniem- jakby nie było armii na świecie i broni, to nie było by wojen- wniosek- rozbrajajmy się. Tylko co począć jak, my chcemy się rozbrajać, a nasi sąsiedzi ani o tym myślą? Ryzykować, że zachowają się honorowo i brnąć w rozbrojenie?

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja się tak zapytam, bo zawsze mnie to ciekawiło i jakoś nie przypominam sobie by mi ktoś na to odpowiedział, dlaczego zwierzęta mają być uprzywilejowane względem przedstawicieli innych królestw?

    A żeby być w temacie, to pytanie uzupełniające: I czy to też wina patriarchatu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie pierwszego pytania - spotkałem się z różnymi na nie odpowiedziami. Dla mnie istotne jest nie tyle kryterium przynależności danego osobnika do określonego gatunku biologicznego, co poprawne kryterium wartościowania etycznego naszych działań. W tradycyjnej antropocentrycznej etyce ocenie podlegają te działania, które wpływają na egzystencję innych ludzi (np. ich cierpienie, interesy, etc.). Ale nasze działania wpływają także na egzystencję innych istot. Kryterium zróżnicowania podmiotowości moralnej w zależności od posiadania określonego typu genomu jest w sensie biologicznym czysto arbitralne. Dlatego mówi się o kryterium zdolności przeżywania bodźców bólowych jako cierpienia, albo o interesach innych niż człowiek zwierząt, czy wręcz o ich statusie osobowym. Wyznaczony w ten sposób zbiór podmiotów moralnych także może budzić wątpliwości. Tutaj przystępnie opowiada o tych zagadnieniach Ula Zarosa.

      A odnośnie drugiego pytania - to oczywiście "wina" matriarchatu z typową dla niego empatią. ;)

      Usuń
    2. Sam kiedyś zadawałem sobie takie pytanie - skoro generalnie świat to jedna wielka rzeźnia to jaką metodą wyznaczyć granicę, za którą zabijaniu i zjadaniu przestaje towarzyszyć komfort psychiczny oparty o klasyfikację etyczną. Myślę, że w gruncie rzeczy każdemu towarzyszy jakaś refleksja dotycząca tego, co zjada. Przypominam sobie jak mój ojciec, który sam hodował i zabijał zwierzęta przywiązywał olbrzymią wagę do tego, by minimalizować stres i cierpienie. Znam kilka osób które nie jedzą młodych zwierząt. Cieżko mi nie traktować takich postaw jako dowodów refleksji i swiadectw pewnego rodzaju wrażliwości - w innej skali dotyczą one np. wegetarian i wegan. W końcu chodzi o to, że każdy z nas ustala tę granicę sam między tym co czuje i cierpi (bądź cierpi najmniej jak to możliwe), a tym co z pewnością żyje i reaguje (czasem nawet bardzo wyraziście) lecz raczej nie cierpi.

      Usuń
    3. @Kazik
      Hmmm... Nie mam zielonego pojęcia co to jest wartościowanie etyczne (mimo szóstki na świadectwie w LO z tzw. etyki ;)), ale tak dysponując tylko małym rozumkiem, nie mogę się obejść wrażeniu, że mamy tu do czynienia ze stanowiskiem: "nasz szowinizm, jest lepszy" (z częstym bonusem - "więc my jesteśmy lepsi"). Choć raczej nie widzę, żeby ktokolwiek przyznawał się do tego, że jest to nadal szowinizm (to zapach hipokryzji czy coś mi się w słowniku pomerdało?). Przyznam się też bez bicia, że wykład Pani/Panny Zarosy potraktowałem w pewnym momencie "przewijaniu", za tępy po prostu jestem, ale nie wpadło mi w oko/ucho nigdzie dlaczego z rozważań wyjęto inne istoty niż zwierzęta.
      I w zasadzie korci mnie znów zapytać. A-ha, to właściwie co jest bardziej hmmm etyczne? moralne? Postępowanie nazwijmy to w skrócie "właściwe" wobec istot które uznajemy za "czujące" a resztę wykluczając z tego kręgu, czy równe, "niewłaściwe" traktowanie istot wszelakich, ale nie odmawiając żadnej (niekoniecznie organicznej, a właściwie niekoniecznie materialnej) "czucia" i świadomości?

      Co do odpowiedzi drugiej: tak coś czułem ;) Chociaż już serio - arbitralnie i prawdoobjawiennie - jak dla mnie patriarchat, matriarchat jeden pies, niczym się nie różniący wartościowo, bo wśród kobiet, bazując na osobistych doświadczeniach, odsetek, przepraszam z góry za wyrażenia, wrednych zdzir taka sama co tępych złamasów wśród mężczyzn.

      Usuń
    4. @Filus
      Obserwuję dyskusję z wielkim zainteresowaniem - mam nadzieję, że nie wcinam się w tym momencie między wódkę za zakąskę. Pozwalam sobie na to, bo osobiście bliskie są mi Twoje wątpliwości - identyczne podzielałem do niedawna, kiedy czytałem np. o fizjologii roślin. Można by zapytać: Skoro wszystko ma (czy też może mieć) świadomość, to po jaką cholerę zastanawiać się czy zjeść kurę czy marchew?
      Osobiście poszedłem drogą, które zdaje się sugerować Kazik pisząc o poprawnym kryterium wartościowania etycznego naszych działań - kiedy angażuję cały swój aparat poznawczy w taki proces, widzę różnicę między cierpieniem zabijanego zwierzęcia i wyrywanej z grządki marchewki. Mam na uwadze fakt, że trudno o to, by ocena cierpienia dokonywana przez człowieka pozbawiona była bagażu antropocentryzmu, przyjmuję także za oczywiste, że wartościowanie takie opiera się również dosyć mocno o aktualny stan wiedzy naukowej. Pamiętając jednak o powyższych deficytach nie uznaję ich za wystarczające do podważenia mojego przekonania, że żyjąc powinienem skłaniać się raczej ku minimalizacji cierpienia, które mogę dostrzec, niż ku jego ignorancji tylko dlatego, że pewnych form cierpienia nie dostrzegać.

      Podzielam Twój socjologiczny wniosek związany z drugim pytaniem. :)
      Mając na uwadze dychotomię wskazaną przez Kazika noszę w sobie jakieś przekonanie, że choć matriarchat nie wpłynie na ilość złamanych serc, to może znacząco wpłynąć na ilość złamanych szczęk. Xavier pisze wprost, że nie ma zadnej gwarancji ze matryarchalne społeczenstwo będzie lepsza, więc co szkodzi spróbować? :)

      Usuń
    5. @Piotrek
      Ech, wybacz, że tak późno, ale gdzieś w natłoku coraz bardziej otaczającej nas rzeczywistości umknął mi ten wątek.
      Osobiście nie mam żadnych wątpliwości czy inne istoty czują, bo czują. Czy zabijam marchewkę czy kuraka, w pewnym (non)sensie jeden pies. Ktoś cierpi. Różnicy nie widzę. Na moje szczęście jako dla jednostki amoralnej i aetycznej niestanowi to dla mnie problemu.
      To co tworzy mi wątpliwości, to niezrozumienie dlaczego "ogólne" zabijanie marchewki ma być "obiektywnie" moralniejsze i etyczniejsze od zabijania kuraka. Nie łapię różnicy w mechanizmie.

      Co do drugiego tematu, z tymi złamanymi szczękami nie byłbym taki pewien ;) Co do szkodzi, był już jeden taki co twierdził "co szkodzi podpisać, w tej sytuacji każdy adwokat nas z tego wyciągnie" ;) Ja jednak podziękuję, nie lubię zmian która mają gwarancję bycia nielepszymi.

      Usuń
  9. @Tomku, chyba zbyt radykalnie i skrajnie widzisz społeczeństwo norweskie/skandynawskie na podstawie tego jednego zdarzenia. Nie wiem czy miałeś okazję być w północnych krajach? Ja spędziłem tam w sumie ponad rok. I wcale tak radykalnych postaw nie widziałem. Może między ludźmi jest większy dystans przestrzenny, ale czyż Hiszpanie nie myślą podobnie o Polakach? Poza tym społeczeństwo norweskie jest mimo wszystko bardzo konserwatywne. Nie widziałem i nie doświadczyłem tam takich zachowań feminisytycznych/egalitarnych jak np. w Niemczech czy na Wyspach.

    Poza tym mam wrażenie, że każde z tych haseł traktujesz bardzo sterylnie, radykalnie. A to chyba tak się nie da. Szczególnie kiedy mowa o matriarchalnych wartościach. Dlatego dla mnie egalitaryzm nie wyklucza afirmacji, może właśnie egalitaryzm jest afirmacją totalną :)

    Nie łapię też Twoich przeskoków myślowych polityka-gangsterka-rozbrojenia... Jakieś to dla mnie wszystko zbyt uproszczone. Choćby dlatego, że przecież ilość kobiet w parlamentach skandynawskich jakoś nie spowodowała zmiany pozycji tych państw na arenie międzynarodowej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Obejrzałem właśnie poniedziałkowy odcinek Dr. House'a - w zabawny sposób dotyka większości wątków w dyskusji. Polecam: http://youtu.be/dqD-aP4KufQ + medical review gdyby ktoś chciał sięgnąć głębiej.

    OdpowiedzUsuń