niedziela, 12 lutego 2012

Historia najszlachetniejszej wynalazczości

Poniżej recenzja xiążki Stulecie chirurgów Jürgena Thorwalda, zamieszczona kiedyś na serwisie BiblioNETka. Text wygładziłem i trochę też dodałem:

Stulecie chirurgów ma dla mnie wymiar bardziej filozoficzny, niż historyczny czy popularnonaukowy. Fizyczny ból i towarzyszące mu cierpienie oznaczają dziś dla nas coś zupełnie innego, niż dla ludzi żyjących na przestrzeni całej historii, aż do wieku XIX i początków XX - to bardzo istotne informacje dla zainteresowanych ewolucją kultury. Dość powiedzieć, że cesarskie cięcie, czy atak wyrostka robaczkowego, oznaczały dawniej niemal pewną śmierć.

Thorwald opisuje nagły i bardzo dynamiczny rozwój deprecjonowanej wcześniej praktyki medycznej. Zmiany możliwe są przede wszystkim dzięki złamaniu wielu kulturowych tabu:

  • "powłok ciała się nie otwiera" (przynajmniej nie w celu medycznym, tortury to już co innego)
  • "nie można dotykać pracującego serca"
  • "ropa świadczy o gojeniu się ran"
  • "cierpienie jest nieodłączną konsekwencją leczenia"
  • "mózgu się nie rusza"

Ta tabuizacja częstokroć motywowana była religijnie. Wszak skuteczność medycyny (przede wszystkim awangardy chirurgów), czyni człowieka w znacznym stopniu odpornym na nieubłagane "siły natury" i "wyroki boskie".

Zmiany w chirurgii nie zachodziły samoistnie. Wpisane były w szerszy kontekst cywilizacyjno-kulturowy, związany z bardzo szybkim rozwojem wielu dziedzin wiedzy. Thorwald pokazuje, że na przyszły kształt kultury, i na przyszłą świadomość społeczną, rozwój medycyny wpłynął w stopniu nie mniejszym niż osiągnięcia nauk przyrodniczych, technika, mass media etc. Taka perspektywa często umyka, bo współczesną relatywnie skuteczną medycynę, traktujemy dziś w kulturze zachodu jako coś "naturalnego". Dzisiejsze typowe zabiegi medyczne, nie mają jednak w istocie prawie nic wspólnego z popularnie rozumianą "naturą".

Chirurdzy na szczęście rzadko kiedy musieli bardzo zdecydowanie sprzeciwiać się utrwalonym kulturowo schematom. Wszak najczęściej przesłanką ich działania był głęboko etyczny sprzeciw wobec cierpienia i śmierci własnych pacjentów - oto legitymizacja, którą na szczęście niełatwo podważyć. Oczywiście i w krótkiej historii rozwoju tej dziedziny często mamy do czynienia z inną motywacją działań - ludzką próżnością, żądzą sławy i bogactwa.

Często można spotkać się z opinią, iż to doświadczenie wojny i działania ludzi postępujących głęboko amoralnie, w rodzaju Josefa Mengele czy Shirō Ishii, były faktycznym motorem postępu w medycynie. Istnieje jednak zupełnie nie subtelna różnica, między łączeniem dla eksperymentu układu pokarmowego człowieka z jego układem wydalniczym, a pierwszym cesarskim cięciem przeprowadzonym tak, że matka dziecka ów zabieg przeżyła. Z etycznej perspektywy różnica motywacji jest tu wielka.

Właśnie ta pozytywna w sensie etycznym motywacja staje się motorem niebywałej wręcz wynalazczości i zaawansowanych badań (narkoza, antyseptyka, narzędzia chirurgiczne). Niestety, jak to się bardzo często w historii ludzkości zdarzało, zbyt śmiałe koncepcje nie potrafią przebić się przez skorupę dogmatu i utrwalonych wzorców postępowania. W nauce mamy w takiej sytuacji co najwyżej do czynienia ze stagnacją, czy małym regresem, dezaprobatą dla skuteczniejszych, lepiej objaśniających teorii. W medycynie urasta to do problemu etycznego. Thordwald opisuje samobójstwo lekarza, który zorientował się, że przyczyną śmiertelnej gorączki pacjentek jego kliniki położniczej było zakażenie w wyniku badania przeprowadzonego nieumytymi po sekcji zwłok rękoma. Oto problem wszelkiej nauki uprawianej dla ludzi, która równocześnie odhumanizowuje, wielki problem także współczesnej medycyny.

To co najbardziej podziwiam u chirurgów jako ludzi, to umiejętność wyłączenia empatii. Potrafią rozmawiać z własnym pacjentem traktując go podmiotowo (aczkolwiek bardzo rzeczowo), po czym nagle ciało tego człowieka staje się na chwilę przedmiotem - mechanizmem biologicznym który trzeba naprawić. Gdyby nie rozwój anestezjologii, chirurgów z pewnością byłoby mniej.

Opis do zdjęcia ilustrującego ten post, a opublikowanego w National Geographic, był następujący:

Zabrze, Polska, 1987 James L. Steinfield

Po całonocnej operacji Zbigniew Religa, lekarz, który nauczył się przeprowadzać transplantacje serca, czytając publikacje naukowe, śledzi na monitorze oznaki życia pacjenta. Wyczerpany asystent drzemie.

Podobnież pacjent ten przeżył swego lekarza.

Dziękuję wam, ludzie potrafiący traktować nas jak przedmioty, dzięki waszej pracy nasze życie ma często nieporównanie większą jakość. Tym bardziej jest to cenne, jeśli stanowi zarazem motywację waszego działania, w co głęboko wierzę.

4 komentarze:

  1. Już się ucieszyłem na widok słowa "biblionetka", ale widzę, że przedwcześnie, bo od wieków się nie logowałeś, więc i nie uzupełniasz ocen. Korzystasz może z jakiegoś innego serwisu tego typu (z sensownym algorytmem polecania książek, dla odmiany i rozwijanego, od B. wieje trupem)? Kojarzę, że było coś zachodniego w tym stylu, tylko jak porównywałem 3 lata temu, to na Biblionetce trudno mi było znaleźć coś, czego nie ma, a tam co trzeciej pozycji nie było...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie logowałem się mniej więcej od tego czasu, od jakiego nie czytam zwartych tekstów w większej ilości. Myślę że mniej więcej od czasu kiedy urodził się Alan. Dołożywszy moją alergię na roztocza, w ogóle odczuwam od jakiegoś czasu pewien rodzaj odrazy w stosunku do xiążek jako swoistego fetyszu. Gdyby ktoś zaoferował mi przeniesienie biblioteczki na Kindle'a, to nie wahałbym się ani chwili. ;)

      Usuń
  2. No to jeszcze Biblionetka kłamie AKA ma buga, bo twierdzi, że nie logowałeś się od dnia założenia konta, co jest wykonalne w sumie - wystarczy dodać tego samego dnia wszystkie oceny...

    Tak czy inaczej szkoda - brakuje mi sensownego serwisu z książkami i polecaniem. Bo ja dla odmiany ostatnio czytam sporo. Ale to dosłownie ostatnich parę m-cy (powiedzmy sobie wprost: jak rozwaliłem nogę i siedziałem w domu, to znowu zacząłem czytać). Zresztą końcówki roku zawsze były lepsze czytelniczo u mnie...

    I - ponieważ ilość książek do przeczytania znacznie przewyższa moje moce przerobowe, a starać się co lepsze pozycje trzeba - szukam serwisu z sensownym polecaniem. Znaczy pewnie nawet urządza mnie głupie[1] "policz współczynnik korelacji dla osób z którymi masz min. N pozycji wspólnych, wyświetl książki, których nie czytałeś, a które ocenili najwyżej".

    Co do Kindle - pewnie miły gadżet, ale przeraża mnie cały ten DRMowy shit, który mu towarzyszy. Jakoś wolę kupić wersję, którą będę mógł przeczytać bez prądu i zgody koncernów za 10, 20 czy 30 lat. I nie miałbym oporów przed ładowaniem na Kundla piratów, jeśli na półce mam (ew. znajomi mają) oryginał.

    [1] Nie wiem jak to od strony programisty będzie wyglądać - w sumie liczenie wszystkich współczynników korelacji przy większej liczbie userów może trochę orać po bazie, ale who cares? No i IIRC Polacy zrobili jakiś opensource'owy algorytm do tego. Pytanie czy sensowny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałem Stulecia chirurgów, ale myślę, że warto wspomnieć fakt, że w Anglii do chirurga i dentysty zwyczajowo mówi się nie doctor lecz mister. Ciekawe czy jest to wynik tabuizacji, o której Kaziku wspominasz czy też to po prostu element chirurgicznej jarmarcznej prehistorii pełnej balwierzy i felczerzy?

    OdpowiedzUsuń