poniedziałek, 7 lutego 2011

Dlaczego jestem feministą?

Byłem wczoraj na arcyciekawym wykładzie Dobrusi Karbowiak o sufrażystkach wegetariankach. Dowiedziałem się wiele, ale nie o samym wykładzie chcę tutaj pisać. W trakcie dyskusji padło pytanie, o co właściwie dzisiaj zabiegają feministki, skoro w wymiarze prawnym równość płci jest zagwarantowana. Dobrusia opowiedziała z własnego doświadczenia o tym, jak pomaga kobietom uzyskać alimenty. Potem ktoś zapytał jak nazywa się ruch walki o prawa mężczyzn. Odpowiedź brzmiała: "też feminizm". Za exemplum posłużyły starania o zmianę orzecznictwa w kwestii przyznawania prawa opieki nad dziećmi mężczyznom.

O tym, że argumenty feministek nie są rozumiane w społeczeństwie, wiem od dawna. Te pytania przypomniały mi jak bardzo.

Kilka lat temu odwiedziliśmy naszą przyjaciółkę w jej domu rodzinnym na podkarpackiej wsi. Po objedzie zabrałem się za mycie naczyń. Kiedy zobaczyła to mama Basi, to zaraz mówi do mnie: "To może jeszcze kiecę Pan włoży". Nie miała nic złego na myśli - mam wrażenie że po prostu próbowała oswoić jakoś tę dziwną dla niej sytuację. Na marginesie dodam, że sama Basia już podówczas była zdeklarowaną feministką, oraz uważną czytelniczką Zadry.

Feminizm może być terminem mylącym - kojarzony jest często z rywalizacją płci inicjowaną przez kobiety. Tymczasem za poszczególnymi argumentami formułowanymi w ramach tego ruchu stoi bardzo prosta zasada:

Z faktu iż dana osoba prezentuje cechy przypisywane w danej kulturze określonej płci, nie można wywodzić, iż ta osoba posiada określone powinności w sensie prawnym, etycznym, estetycznym, etc.

Utożsamianie feminizmu z walką o równe traktowanie płci wydaje mi się błędne o tyle, że nawiązuje jedynie do częściowych skutków działalności, a nie jej motywacji. Fakt iż sufrażystki tak aktywnie zabiegały o prawa zwierząt, dodatkowo mnie w tym utwierdza. Można wyobrazić sobie całe spektrum poglądów i działań podejmowanych w ramach feminizmu. Jeśli coś je łączy, to właśnie przytoczona wyżej zasada, podbudowana zresztą dziedziną Gender studies, gdzie pokazuje się iż płeć w sensie biologicznym (sex), stanowi jedynie ułamek zjawiska płci rozumianej jako konwencja kulturowa (gender).

Poniżej mały przegląd funkcjonowania gender kobiecego, w ramach różnych kultur, i to tylko w aspekcie estetycznym:

Estetyczna strona gender jest spektakularna. Nikłe ma jednak znaczenie w porównaniu z różnicami poszczególnych kultur w aspekcie prawnych i moralnych konotacji męskości i kobiecości Problem polega na tym, że te elementy w większości pozostają nieuświadomione, ponieważ są zastanymi i wyuczonymi konstruktami. Dlatego rozumiem skąd pytania w rodzaju: "o co tym feministkom jeszcze chodzi?". Ja natomiast, może dzięki psychologizującemu nastawieniu, dostrzegam w życiu codzienny mnóstwo sytuacji usensawniających aktywność feministów i feministek.

Kiedyś wszedłem do hipermarketu, Alanowi akurat brakowało skarpetek, a jak wiadomo noga dziecka rośnie szybko. Stanąłem tak, by w perspektywie widzieć cały regał z ubrankami dla dzieci. Lewa strona różowa, prawa strona niebieska - zgroza. Kiedy mężczyzna nosi dziecko w chuście, może usłyszeć iż ma "ciążę pozamaciczną". I tak jest dużo lepiej, niż przed laty, kiedy ciężko było uświadczyć faceta z wózkiem. Dziadek mojej żony, kiedy mył podłogę (bo jego żona leżała właśnie w połogu), zasłaniał szczelnie wszystkie okna - ze wstydu - bał się że ktoś zauważy. Wśród moich współpracowników, głównie mężczyzn, idea iż mogliby coś ugotować, jest wciąż czystą abstrakcją (co ciekawe mój szef Duńczyk uwielbia gotowanie i to on głównie przygotowuje w domu posiłki). Słyszałem o współczesnych mężczyznach, wykształconych, kulturalnych i w ogóle, którzy własnych dzieci nie przewijają. Przykłady mógłbym mnożyć. Cóż to za kultura, która odebrała mężczyznom możliwości troski o innych, w tym najbardziej praktycznym jej aspekcie? Dlatego że powinni zachować siły i czas na bieganie za mamutem? Mam wrażenie że za obecny stan rzeczy odpowiedzialni są tyle mężczyźni, co i kobiety. Dlatego uważam, iż genderowa krytyka paradygmatów społecznych ma sens.

3 komentarze:

  1. Tylko widzisz... co ma wspólnego współczesna gazetowo-telewizyjna feministka z tym, o czym napisałeś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kubo kochany, bywa że ma tyle wspólnego co Rydzyk z ideami Jezusa z Nazaretu.

    Niestety wielu ludzi przekazujących również słuszne idee ma słabo opanowaną "poetykę odbioru". Mówią, tak by najdokładniej wyrazić swe myśli i emocje, zamiast zastanowić się jak je wyrazić by najdokładniej były zrozumiane (a nie wyrażone).

    U Szefa (Duńczyka/Żyda/Polaka) w domu była taka sytuacja. Córka (wiek wczesnoszkolny) wraca od koleżanki. "Oni wyglądają na taką normalną rodzinę, ale u nich jest coś dziwnego. To mama gotuje". Kocham Go naprawdę :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Teletubiś

    Gazet nie czytam (z wyjątkiem TP), a telewizji nie oglądam, więc trudno jest mi powiedzieć jak wygląda ta feministka o której piszesz. Mam natomiast wrażenie, że współczesny paradygmat infotainmentu sprawia, iż w mediach odbiorca znajduje nie tyle nowe treści poznawcze, co raczej to, czego sam oczekuje. Jeśli szuka demona feministycznego, komunistycznego, narodowego, homoseksualnego, etc., to go łatwo znajdzie.

    Nie jestem znawcą ruchu feministycznego. Docierają do mnie natomiast echa debat społecznych inicjowanych przez to środowisko. Ot choćby akcji "rodzić po ludzku", czy zagadnienia urlopów "tacierzyńskich". Docierają też publikacje popularne, na temat funkcjonowania gender w sztuce, popkulturze, mediach, teologii, religii, etc.. To wszystko stanowi już integralna część współczesnej zachodniej logosfery, także w Polsce. Można oczywiście, ze względu np. na pewne nastawienie ideowe, afirmować samemu te memy, a równocześnie zapominać o ich genezie. Ja jednak tak nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń