Byliśmy z Alanem na spacerze. Słońce przyjemnie grzało cały czas, miła pogoda wiosenna. Schodziliśmy po schodach do przejścia podziemnego - miejsca ciemnego. Alan z wyraźną satysfakcją miarowo zeskakiwał schodek po schodku. A mi przypomniał się ostatni sen - śniłem o ciepłym Budapeszcie, w którym zaskoczyło mnie zaćmienie słońca.
Nagle, na tych schodach, usłyszałem muzykę. Skrzypce. Piękne dźwięki. Pomyślałem sobie momentalnie, że to pewnie ten etatowy młody grajek, którego w przejściu często widuję. Umiejętności zawsze miał bardzo marne, ale nadrabiał wytrwałością. Jeśli to on, to uczynił niebywały postęp.
Ale to nie był ten młodziak. Grał starszy mężczyzna w żółtej kurtce. Wyglądał trochę jak włóczęga, ale taki z klasą. Wydawał dźwięki przeszywające i świdrujące mój mózg, czyste i o pięknej barwie. Melodia nie miała większego znaczenia, być może nawet improwizował. Instrument miał stary, sfatygowany, wyglądający szlachetnie.
Wyciągnąłem zaraz piątaka i dałem Alanowi żeby wrzucił temu panu. Podeszliśmy. Alan miał problem z wrzuceniem monety do futerału. Człowiek przestał grać. Spojrzał mi w oczy, powiedział "dziękuję", po czym wylał z siebie bełkotliwy potok słów. Niewiele dało się z tego zrozumieć. Wyłapałem tylko "schizofrenia", i "to jedyne co umiem".
Alan nie był zainteresowany sytuacją. Ciągnął mnie dalej w kierunku galerii handlowej. Mężczyzna uścisnął mi mocno dłoń i odeszliśmy. Zza naszych pleców znowu zaczęły dochodzić te dziwne i piękne dźwięki. Próbowałem nakłonić Alana żebyśmy jeszcze posłuchali, ale był nieubłagany.
Wychodziliśmy po schodach znów na słońce. Przed nami wyrastał budynek galaktycznej świątyni konsumpcji. Po moich policzkach spływały wielkie łzy. To chyba była jednak altówka - ten dźwięk zbyt niski, głęboki i mocny. Wspaniały instrument.
Tak to jest, że muzyka działa na emocje, a już połączona z ulicznym grajkiem, starym instrumentem i dobrą jakością dźwięków tym bardziej. To się zresztą bardzo rzadko zdarza, żeby ktoś na ulicy grał przyzwoicie. Kiedyś może, ale teraz, w naszym mieście... pewnie z raz na kilka lat się może trafić taka okazja.
OdpowiedzUsuńŁadnie napisane...fajna historia.
P.S. A DZIECIORY TO ZŁO W CZYSTEJ POSTACI! Choćby nie wiem jak cudnie-Alankowe.
@Ula Zło, od razu, wiesz jakie fajne empatyczne laski można wyrywać "na bachora". ;)
Usuń