Mieszkańcy Asyżu do dzisiaj żyją w kulcie narodzonego w ich mieście Franciszka "biedaczyny", żebraka z bogatego domu, sługi trędowatych, miłośnika wszelkiego zwierza i fenomenów przyrody, a ponad wszystko człeka zabiegającego o pokój między ludźmi.
W Asyskich księgarniach większość pozycji ze zrozumiałych względów traktuje o Francesco, ale jest także sporo wydawnictw na temat Giovanni Paolo II - "santo del nostro tempo" - np. komiksy dla dzieci o życiu błogosławionego. Pacia i Alan, spacerując kiedyś po tym naszym ukochanym mieście, spotkali pewną starszą Włoszkę siedzącą na ławce przed swym domem. Kobieta zagaiła rozmowę w stylu "o jakie piękne bambino" i wkrótce przeszła do ogólniejszych tematów. Jak się okazało że jesteśmy z Polonii, to zaraz pojawił się temat Wojtyły. Mimo bariery językowej komunikacja jakoś szła: "Giovanni Paolo, santo, santo, Benedykt - nicht gut, sprechen sie deutsch?". Wymowa była mniej więcej taka, że "B16 to już nie jest ten papież, bo jak JP2 modlił się w bazylice Franciszka, to łzy mu płynęły ciurkiem". Odczuwam głębokie wzruszenie kiedy o tym myślę, nie wiem czy uda mi się wyjaśnić dlaczego, ale spróbuję.
Nie mam jakiegoś szczególnego “nabożeństwa” do Wojtyły, ale jego człowiecza wielkość objawiła się dla mnie właśnie w Asyżu. Nie wiem jak często odwiedzał to miasto jako biskup Rzymu, ale zdarzyło się to co najmniej dwa razy. W roku 1986 zaprosił w to miejsce, gdzie ziemia styka się z niebem na stokach góry Subasio, przedstawicieli wszelkich światowych religii. Drugie takie spotkanie Wojtyła zorganizował tuż po zamachach 11 września.
Konserwatywni katolicy formułują wobec pontyfikatu JP2 wiele zarzutów, ale tzw. "grzech Asyżu" ma pośród nich bodaj największy ciężar. W Polskich integrystycznych środowiskach temat jest natomiast raczej tabuizowany, bo kala nie tyle wizerunek urzędu, co obraz "świętego z rodu Polaków". Jeśli na jednym spotkaniu modlili się równocześnie nie tylko chrześcijanie wszelkich denominacji, ale jeszcze żydzi, muzułmanie, buddyści, dżiniści, czy nawet animiści, to niechybnie mamy do czynienia z obrazą Boga najwyższego. No bo jak oni wszyscy na raz mogą mieć rację, skoro "Prawdę" o strukturze bytów supernaturalnych znają jedynie katolicy?
W pewnym sensie te spotkania zorganizowane zostały niemal wbrew wszystkiemu. Wbrew katolikom zbulwersowanym innowiercami w świętych miejscach. Wbrew teologom Kurii Rzymskiej z kardynałem Ratzingerem na czele. Zaistniały także pomimo indyferentności świeckich autorytetów - ateistów, czy agnostyków, dla których "takie sprawy" nie mają specjalnego znaczenia, oraz przy zasadniczej obojętności większości wiernych Kościoła katolickiego. No więc po co to wszystko było?
Wzrusza mnie wyobrażenie białej postaci poruszającej się pod prąd, siła determinacji i rozeznanie stanów z perspektywy globalnej etyki najwartościowszych - pokojowego współistnienia ludzi różnego pochodzenia etnicznego i różnych kultur. Determinacji, która każe zawiesić własną pychę w obliczu spotkania z innym człowiekiem. Podobnie wzruszają mnie historie o ludziach ratujących Żydów przed nazistami - niekoniecznie heroicznie. Czasem tak zwyczajnie, systemowo. Takich w Asyżu, w czasie drugiej wojny światowej, nie brakowało ani wśród świeckich, ani wśród duchownych. Archiwizowane w Yad Vashem relacje na ten temat często akcentują informację, iż ukrywanym Żydom nie ograniczano możliwości praktyk religijnych, oraz nigdy nie próbowano ich nawracać.
W roku 2000 Kongregacja Nauki Wiary, pod przewodnictwem kardynała Ratzingera, przygotowuje deklarację Dominus Iesus - podpisany przez JP2 dokument, który jak twierdzą niektórzy cofnął dialog ekumeniczny i międzyreligijny o dziesiątki lat.W roku 2006, już po śmierci JP2, rzymska wspólnota świętego Idziego przygotowuje kolejne spotkanie w Asyżu, w 20 rocznicę tego pierwszego. Nowy Pontifex Maximus nie zjawia się jednak (mimo iż do przebycia miałby jedynie 2 godziny jazdy pociągiem z Rzymu). Do uczestników spotkania papież skierował list. Mimo formalnej aprobaty wyrażonej epistolarnie, afront wobec zebranych był jednak ewidentny. Nieobecność B16 wielu uczestników spotkania zapewne odczytało jako policzek.
B16 miał jednak doskonałe wymówkę żeby w Asyżu się nie pojawić - musiał wszak przygotować swoją kolejną prelekcję. 12 września 2006, czyli tydzień później, wygłasza w Ratyzbonie niesławny wykład odczytany następnie przez świat islamu, wbrew intencjom autora, w sposób jednoznaczny - najpopularniejszy przywódca religijny chrześcijaństwa publicznie deprecjonuje religię Mahometa jako kult w który immanentie wpisana jest przemoc. To wystąpienie wywołało protesty w świecie muzułmańskim, w trakcie których spalono kilka kościołów, a w zamieszkach śmierć poniosło kilka osób. Pomijając fakt, iż wściekłość niektórych islamskich protestujących doskonale egzemplifikuje tezy cytowane przez Ratzingera, samo jego wystąpienie było wysoce nierozważne.
27 października 2011 odbyło się kolejne spotkanie międzyreligijne. Tym razem B16 się pojawił. Nie przewidziano jednak wspólnej modlitwy zgromadzonych gości. W świetle poglądów Ratzingera, to nieuprawniony religijny synkretyzm - tworzenie iluzji "panreligii". Zamiast tego zorganizowano panele z wykładami i dyskusjami. Novum stanowiło zaproszenie do dyskusji agnostyków. ;)
Mam wrażenie że Benedykt, za swojego pontyfikatu, lękał się innego "ducha", choć nie lękał się innych myśli - tego co racjonalne. Unikał wspólnego doświadczenia duchowego i afirmacji wspólnych wartości. Unikał też jak ognia sugestii akceptacji "panreligii", w której zatraca się katolicka tożsamość.
Trudno wyobrazić sobie dzisiaj zbrojną chrześcijańską krucjatę pod auspicjami Watykanu. Mam wrażenie natomiast, że postawa B16 stanowiła siłę napędową bardzo wielu "krucjat myśli". W paradygmacie o którym mowa wymiar etyczny nauczania papieskiego schodzi na dalszy plan. Nawet wymiar teologiczny chrześcijaństwa zatraca się w "unaukowionym" dialogu z ateistami, czy agnostykami. By sprostać natomiast intelektualnym standardom współczesności, chrześcijaństwo definiowane jest jako głęboka tożsamość kulturowa świata cywilizacji zachodniej - tożsamość której należy bronić dla utrzymania w ryzach homeostazy tego kawałka świata, szczególnie wobec napływu "obcych". W ten sposób swoista postawa konserwatywno-ksenofobiczna, pod przykrywką autorytetu religijnego, rodziła rodzaj relatywizmu.
Uniwersalny etos pierwotnego chrześcijaństwa genialnie wyrażał się w przekonaniu, iż status moralny przysługuje każdemu przedstawicielowi gatunku Pan sapiens, niezależnie od płci, kultury, religii, pochodzenia społecznego, ekonomicznego, a przede wszystkim etnicznego. Te przekonania zanikły wyraźnie po Konstantynie, mam jednak wrażenie że do naszych czasów zdołały się odrobinę odrodzić, między innymi dzięki takim ludziom jak Franciszek z Asyżu. Mam też niestety wrażenie, że w ramach paradygmatu reprezentowanego przez B16, poszukiwane wartości uniwersalne i wspólne ludziom różnych kultur i religii, były coraz częściej kładzione na ołtarzu swoistego pan-euro-amerykańskiego etnicyzmu, czy też raczej "kulturoizmu" cywilizacji zachodniej.
Dlatego wybór papieża Franciszka, człowieka wykraczającego mocno poza ten dyskryminujący krąg kulturowy, napawa nadzieją. Zobaczymy jak szybko nowy Pontifex Maximus Franciszek zjawi się w Asyżu, jako nasz sługa uniżony.
A czy przypadkiem JPII około połowy lat 90. również nie skrytykował innej religii? Czy nie nazwał buddyzmu zagrożeniem dla kultury europejskiej? Trafił jednak nieco lepiej, bo buddyści nie chwycili za młynki, by rozbijać chrześcijańskie głowy... Choć w innych pismach i podczas innych wystąpień JPII wyrażał szacunek do tradycji buddyjskiej. B16 nie miał tyle czasu, by się ewentualnie poprawić ((-;
OdpowiedzUsuńAno, tak było. Scharakteryzował m.in. buddyzm jako ateizm, i akurat ciężko uznać to samo w sobie za krytykę. Czy wzorce religijne, bez koncepcji boga osobowego, stanowią zagrożenie dla europejskiej kultury? Być może, ale pytanie czy nie rozpieprzają w tej kulturze właśnie tego, co warto w niej rozpieprzyć?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńW ustach JP2 użycie słowa "ateizm" miało zdecydowanie wydźwięk negatywny i moim zdaniem wcale nie tak trafny, bo jednak buddyzm zakłada duchowość, a ateizm raczej nie.
UsuńJP2 odbierał buddyzmowi wymiar religijny uznając, że może go mieć tylko idea/ruch zakładająca/-y istnienie jakiegoś absolutu. A już stwierdzenie o "zagrożeniu dla europejskiej kultury" miało zdecydowany inne znaczenie niż myśl jaką wyinterpretowałeś, że "robi ono dobrze, bo rozpieprza niefajności tejże kultury". To już jest spore nadużycie interpretacyjne zważywszy na wypowiadającego te słowa. Nie to autor miał na myśli. To była oczywista krytyka buddyzmu. Podana tak samo wprost i tak samo wypaczająca sens tej duchowości, jak owo wystąpienie B16 w stosunku do islamu.
@Alan Coś mam wrażenie że to Ty zbyt wiele wyinterpretowujesz z moich słów. Miałem na myśli to, że diagnoza Wojtyły była całkiem trafna na poziomie opisowym (ateizm, dekonstrukcja typowych dla zachodu schematów monistycznych, wywodzących się z monoteizmu), ale konotacje wartościujące które jej przypisał mogą być zupełnie błędne - oczywiście w zależności od przyjętego paradygmatu oceny. Co do mojego paradygmatu oceny - zdecydowanie bym wolał większy wpływ duchowości mniej teistycznej i dekonstrukcję monizmu na rzecz pluralizmu wartości.
UsuńPowinienem widać wyrażać się precyzyjniej, a Ty jak mi się zdaję powinieneś przestać ustawiać z góry swoich interlokutorów po określonej stronie ideologicznego sporu. Z ciekawości - na podstawie jakich przesłanek stwierdziłeś, że popieram stanowisko Wojtyły?
Hmmm... a skąd Ty Kaziku wywnioskowałeś, że stawiam Cię po stronie Wojtyły? Nie stawiam, a przynajmniej nie miałem takiego zamiaru.
UsuńRzeczywiście zdarza mi się ideologizować rozmowy. Szczególnie te sieciowe. Ale tym razem daleki byłem od tego. Do żadnej osoby czy idei Cię nie przypisywałem komentując w ten, a nie inny sposób. Może zbyt personalnie odebrałeś moje pisania, pomny moich innych dyskusji? ((-;
Wyczytałem jedynie z Twojego tekstu, żeś nieco zagalopował się przypisywaniu Wojtyle zasług, bazując na potencjale interpretacyjnym jego słów, miast na znaczeniu, jakie on sam im przypisywał.
Co nie zmienia faktu, że z Twoją diagnozą, odwróconego wartościowania i autorsko niezamierzonych koncepcji JP2, zgadzam się w pełni.
Skojarzyły mi się idealistyczne, ale jakoś dające otuchę słowa JP2: "Jeszcze dziś, na początku 2004 roku, pokój jest możliwy. A jeśli jest możliwy, pokój jest również obowiązkiem!"
OdpowiedzUsuńhttp://www.p-w-n.de/Oredzie%20o%20Pokoj.htm
Szkoda, że tego samego nie powiedział o kuchni i sypialni ((-;
UsuńA już zwłaszcza o kuchni włoskiej;)
OdpowiedzUsuń"Jeśli na jednym spotkaniu modlili się równocześnie nie tylko chrześcijanie wszelkich denominacji, ale jeszcze żydzi, muzułmanie, buddyści, dżiniści, czy nawet animiści, to niechybnie mamy do czynienia z obrazą Boga najwyższego. No bo jak oni wszyscy na raz mogą mieć rację, skoro "Prawdę" o strukturze bytów supernaturalnych znają jedynie katolicy?"
OdpowiedzUsuńHm, nie spłycasz/upraszczasz w pisząc o modlitwie buddystów? Bo z tą modlitwą u buddystów to zdaje się tak nie bardzo, przynajmniej w klasycznym rozumieniu. Podobnie z bytami supernaturalnymi. Zależy zdaje się jeszcze od szkoły, ale AFAIK w niektórych jest jak u ateistów. Np. http://sasana.wikidot.com/dobre-pytanie-dobra-odpowiedz
Oczywiście że upraszczam. Na początku była pewnie ogólna gadka w stylu Thích Nhat Hanha (odwołanie do darów wszechświata i takie tam), a potem pewnie coś w rodzaju "a teraz każdy z was facetów (bo oczywiście nie było tam żadnej kobiety, z tego co pamiętam to nawet jedna ateistką którą Papa Ratzi ostatnio zaprosił, ostatecznie się wycofała), niech da ekspresje swojej duchowości w intencji pokoju na świecie - gębą, lub tylko myślnie". Może być?
UsuńSolą w oku dla konserwatywnych katolików był przede wszystkim fakt, iż buddyści postawili na ołtarzu figurkę Buddy. ;) Było jeszcze jakieś składanie kur w ofierze na ołtarzu św. Klary przez animistów i takie tam akcje. ;)
Lepiej. ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe kiedy zaczną zapraszać wyznawców FSM. Akurat byłby pretekst do wspólnego posiłku.