czwartek, 31 lipca 2008

Wózek do biegania

Wózek dotarł na początku tygodnia. Dzisiaj odbyły się próby na dłuższym dystansie. Właściwie jak do tej pory nie znalazłem wad tego sprzętu, a kilkoma rzeczami jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Pasażer usadowiony jest znacznie niżej niż w tradycyjnym wózku, co poprawia znacznie stabilność całej konstrukcji, a także bardzo ułatwia branie zakrętów - można zrobić bardzo ciasny skręt na dużej prędkości, a wózek nawet się nie przechyla.

Duże kółka (jak od małego rowerka) świetnie sobie radzą na szczecińskich granitowych trotuarach - Alan podskakuje znacznie mniej niż w drugim wózku (przejętym teraz przez babcię), a i pokonywanie wszelkich krawężników czy schodków to teraz bajka.

Niby jest to spacerówka, a można skonfigurować ją tak, że dziecko prawie zupełnie leży. System regulacji nachylenia oparcia jest genialny w swej prostocie - sprowadza się do jednego troczka który można naciągnąć/popuścić zupełnie dowolnie - nie ma ograniczenia do określonych pozycji nachylenia.

A co najważniejsze, Alanowi też się dzisiaj podobało, bo cieszył michę przy tej większej niż dotąd prędkości podróżnej. Niestety jeszcze nie przestawiłem prędkościomierza na 16" koła, więc nie wiem jak szybko teraz mkniemy. :)

Jedyne co mnie frasuje to aspekty ekologiczno-socjologiczne - przedmiot ów przemierzył zapewne ocean by dostać się z Azji do Hameryki, po czym zaliczył analogiczną drogę na stary kontynent. Doprawdy w dziwnym świecie przyszło nam żyć. :)

poniedziałek, 28 lipca 2008

Tabula rasa, gęba i pragęba

Jakiś czas temu uczyniłem wzmiankę o Kartezjuszu. Było to w kontekście ówczesnego, a i obecnego, zachowania Alana. Teraz z kolei aktywność małego budzi asocjacje z nieco odmienną filozoficzną twórczością.

Z pośród wielu filozofów szczególną atencją darzę Johna Locke'a. Mawiał on m.in. iż "nie ma w umyśle niczego, czego wcześniej nie było by w zmysłach". Rodzimy się jako tabula rasa - niezapisana karta, która następnie zapełniana zostaje treściami dostarczonymi przez zmysły. Konsekwentny w swym empirycznym nastawieniu Locke, posunął empiryzm do skrajności.

A teraz czas na interpretację Alana. Zmiana jest niewielka - nazwać można ją uszczegółowieniem. Nowa maksyma brzmi: "nie ma w umyśle niczego, czego wcześniej nie było w gębie" ;).

niedziela, 13 lipca 2008

Czy naprawdę jesteśmy faszystami? Jeszcze o wdrażaniu Scruma

Zamysł pierwotnego posta był taki, że chciałem pokazać w jaki sposób nasz team się samoorganizuje i jak ciekawie ewoluują pewne pomysły (kurczak, piłka jako token, po spotkaniu mecz). Scruma nikt nam nie narzucał, a i nie realizujemy żadnej mocno sformalizowanej metodyki - jedynie to, co do czego wspólnie doszliśmy że usprawni nam pracę. W praktyce jednak wyraziłem się do tego stopnia niejasno, że wyszło na to, że w firmie są "faszyści" - panuje terror grupy i upokarzanie jednostek. :)

Oto fragment z mojego maila, który zainicjował rzecz całą:

Meetingi - wczoraj czytałem trochę o scrumie - metodyce
agile development, i jedna rzecz mi się spodobała -
codzienne meetingi po 15min. Reguluje je kilka zasad np.:

* wszyscy uczestnicy powinni stać
* spotkania powinny być o stałej godzinie
* nie można się spóźniać - powinno być jak najkrócej
* spotkania w stałym miejscu

Co myślicie o wprowadzeniu takich spotkań? Czekam na propozycję godziny w której miałyby się odbywać. Coś pomiędzy 11-14. Jakiś termin, w którym potencjalnie jest nas najwięcej - nie byłyby to jakieś bardzo ważne spotkania, więc jeśli akurat kogoś nie będzie (studenci, part-time), to świat się nie zawali.

A co do miejsca - należy założyć, że konferencyjna nie zawsze będzie dostępna - proponuję pokój PCM lub parking przed firmą - odrobina świeżego powietrza. :)

No tak, można rzec "Demokracja - terror większości", a co jeśli propozycja przeszła przez aklamację? :)

Mam nadzieję, że to co napisałem nieco rozjaśniło sytuację. A faszystami jesteśmy tak czy inaczej - ja w szczególności. Oczywiście przez "faszyzm" rozumiem nie tyle niemiecki nazim, co pewien rodzaj mentalnej skłonności do narzucania innym własnego zdania bez próby zrozumienia cudzych argumentów i ogólnego kontekstu sytuacji. Innymi słowy faszyzm to tyle, co brak "intelektualnej empatii".

sobota, 5 lipca 2008

O tym jak wdrażamy Scruma

Jak przypuszczam większość z tych, których tytuł zachęcił do lektury tego wpisu, o Scrumie już cokolwiek wie - zatem nie będę tu opisywał założeń samej metodyki.

Jakiś czas temu stwierdziłem, że w naszym Javowym teamie w NCDC wewnętrzna komunikacja nieco szwankuje. Świetnym na to remedium okazał się wzięty ze Scruma pomysł na codzienne 15 min. meetingi.

Spotykamy się zawsze o 12.00 - w samo południe. :) By efektywnie realizować to założenie zamówiliśmy od razu w administracji firmy (nie mylić z sys-tech :), gumowego kurczaka - taką zabawkę dla psa. Otóż jest to element nieodzowny - osoba która spóźni się na spotkanie nosi za karę owego ptaka na szyi :) - takie są reguły.

A tak na poważnie - zabawny element pozwala przełamać patetyczność formy "zebrania", która ludzi odstrasza - szczególnie na początku. IMO kurczak to był świetny pomysł.

Drugi istotny element - spotykamy się poza biurem - a w zasadzie na podwórku. Mówiąc ściśle na parkingu umiejscowionym na tyłach biura. By trafić na parking wystarczy przejść jakieś 20m. Zmiana otoczenia ma swoje niewątpliwe zalety. Można się nieco przewietrzyć, a i potencjalnych rozpraszaczy mniej.

Firmowa impreza integracyjna odbywająca się na zamku w Tucznie wypadła akurat w dzień dziecka. Jechaliśmy całymi rodzinami łącznie z dziatwą - każde z dzieciąt otrzymało w prezencie piłkę - taką lekką, plażową, udekorowaną wizerunkami misia Puchatka, kaczora Donalda i tym podobnymi ornamentami zachodniej dziecięcej logosfery.

Nasz Alan jest jeszcze zbyt młody by z piłki tej uczynić użytek. Po imprezie znalazła się ona w biurze i spoczywała pomiędzy biurkami - nie chciało mi się jej nieść do domu.

Po pewnym czasie z piłki owej uczyniliśmy użytek zgoła odmienny od zamysłu jej wytwórców. Na daily stand-ups stanowi ona rodzaj "tokena" - dzierży ją osoba, która aktualnie referuje własne zagadnienia projektowe.

No i jest jeszcze jedna świecka tradycja. Po skończonym spotkaniu gramy mecz z użyciem tej piłki - 10-15 min. Mamy w firmie piłkarzyki, ale jednak prawdziwy, zespołowy sport kontaktowy to zupełnie co innego. ;)