Istnienie tego serwisu stanowi dowód na to, że memy są nie mniej samolubne niż geny. :)
BTW właśnie oglądamy z Pacią po raz kolejny całą serię. :)
Istnienie tego serwisu stanowi dowód na to, że memy są nie mniej samolubne niż geny. :)
BTW właśnie oglądamy z Pacią po raz kolejny całą serię. :)
Chciałbym zobaczyć delfiny - to jedno z moich marzeń. Jestem zafascynowany tymi zwierzętami. Delfiny to jeden z trzech gatunków (obok szympansów i słoni), o których wiemy, że poszczególne ich osobniki pozytywnie przechodzą "test na samoświadomość" przeprowadzony z pomocą lustra (Homo sapiens klasyfikuję jako jeden z podgatunków szympansa :) )
Bardzo zasmuciła mnie wiadomość o wyginięciu Delfina Chińskiego z rzeki Jangcy. Ekstynkcja każdego gatunku jest faktem dołującym, ale w przypadku organizmów zajmujących tak wysokie miejsce na krzywej psychozoiku jest to smutek dojmujący. Już nigdy nie będziemy mogli porozmawiać z tym konkretnie gatunkiem.
Jeśli ktoś zaszokowany jest ostatnim zdaniem, to wyjaśniam, że delfiny (prawdopodobnie też inne gatunki waleni), posługują się językiem kontekstowym. Każda grupa wykształca innym systemem kodów. Nie wiemy wprawdzie co do siebie "mówią", lecz możemy zidentyfikować w wydawanych przez nie dźwiękach odpowiedniki "jednostek leksykalnych". Co więcej zwierzęta przywołują się nawzajem generując sygnały będące "derywatami" "słów" stosowanych w innych kontekstach. Można zatem domniemywać, że są to analogony "imion" typu indiańskiego - coś jak "wysoka fala", "płytka woda", etc. . Miejmy nadzieję, że uda się nam kiedyś z delfinami komunikować. Jeśli nie dzięki nauce "delfiniego", to może przynajmniej dzięki uzgodnieniu z nimi jakiegoś wspólnego języka analogicznego do języka ideograficznego, który z powodzeniem przyswajają szympansy.
Delfiny są zazwyczaj bardzo przyjazne w stosunku do człowieka. Często bawią się z dziećmi (nie tylko w delfinarium, także w naturze), udokumentowane są także przypadki uratowania przez nie tonącego człowieka. Kiedy pewien nurek zaatakowany został przez rekina, przybyła nagle z odsieczą grupa tych zwierząt, otoczyła ofiarę szczelnym kordonem i pilnowała w ten sposób przez kilkadziesiąt minut, zanim nie pojawiły się jednostki ratownicze. Delfiny potrafią także dla zabawy wyciągnąć kotwicę i przestawić łódź w inne miejsce. :) Bardzo smutne jest to, że każdego roku te inteligentne istoty padają ofiarą ludzkich polowań. W wielu miejscach świata ich mięso traktuje się jako standardowy składnik diety. Chorobę toczącą naszą cywilizację podkreśla jeszcze mocnej fakt, że w związku z zanieczyszczeniem wód przez człowieka, mięso to jest bardzo niezdrowe, wręcz szkodliwe. Metale ciężkie i pestycydy z pewnością nie pozostają obojętne dla zdrowia waleni i są jednym z czynników kurczenia się ich populacji.
Przed chłodem nocnego nieba
Schowani w sierść szorstką psów,
pasterze wiedzieli, że trzeba
sprawdzać prawdziwość słów.
Więc idą bo każdy przekonać się pragnie,
czy Bóg to przemówił czy zmory.
Nie, nie śpię, wszak czuję, na karku mym jagnię,
i ciężar, i ciepłe kędziory.
W Betlejem zaś była cisza,
nikt myśli Maryi nie słyszał,
pasterze, ich psy i jagnięta
nie mogli wiedzieć, że święta,
patrzyli wszak na cieśli żonę
i w pulchność jej piersi wtulone
dzieciątko miękkie i ciepłe,
które świat zbawi przed piekłem.
Syn milczał, lecz ona wiedziała,
dotknąwszy nagiego ciała.
Pacyfka, 23 grudnia 2007
Spodziewamy się z Pacią dzieciątka. Lekarz przeprowadzający badanie USG doszukał się "dziwnej pępowiny", więc z wielkim prawdopodobieństwem będzie chop. Dzieciątko zatem ma na imię Alan.
W temacie przejawów aktywności Alana mogę powiedzieć na razie tyle, że nieźle kopie. Miałem też okazję oglądać małego aliena na ekranie. Od ginekologa Pacia dostała różne broszurki. W połowie składają się one z reklam produktów których targetem są rodzice niemowląt (no bo z pewnością nie niemowlęta same). Pozostała treść, nawet jeśli okraszona interesującymi kolorowymi fotografiami, sformułowana jest w języku do tego stopnia przesłodzonym i niemerytorycznym, że czasem trudno się powstrzymać od rzucenia pawia.
Polecono nam książkę Lise Eliot "Co tam się dzieje?", która pisana jest z perspektywy matki-neurobiologa. Bardzo interesujące. Postaram się opisywać tutaj różne reflexje które przychodzą mi do głowy podczas lektury.
Pierwsza sprawa dotyczy recepcji behawioryzmu i ma charakter nieco filozoficzny. Przyzwyczaiłem się już do powszechnej w kręgach akademickich krytyki behawioryzmu, który to stosunek w dużej mierze podzielam. Szczególności skłonni do krytyki są przedstawiciele humanistycznych dziedzin wiedzy, a krytykowane są zazwyczaj pierwotne ujęcia behawioryzmu, któremu zarzuca się uproszczenia, redukcjonizm, a także zwyczajny prymitywizm. Do tej pory nie zdawałem sobie jednak sprawy z paralelizmu implikacji behawioryzmu i Lockowskiej tabula rasa, co uświadomiła mi właśnie Eliot.
We współczesnej nauce mamy do czynienia z konfliktem pomiędzy behawioryzmem stawiającym na wartość doświadczenia w kształtowaniu pierwotnych zjawisk mentalnych, oraz z genetyką, która znajduje przyczynę determinacji tych zjawisk poza "kształtowaniem przez środowisko" i paradoksalnie, mimo iż redukcjonistyczna, jest po drodze z "myśleniem esencjalistycznym" w humanistyce, o którym może jeszcze kiedyś napiszę.
Zaskakuje mnie, i przy tym skłania do pewnej rewizji poglądów, to co Eliot pisze o pozytywnym wpływie behawioryzmu na kulturę w kwestii stosunku do opieki nad niemowlętami, dowartościowania czasu i emocji które się dzieciom poświęca w bardzo wczesnej fazie ich życia. Co za tym idzie behawioryzm miał także wpływ na zmiany w zakresie reguł adopcji - "nowym" rodzicom należy umożliwić adopcję dzieci jak najwcześniej po ich urodzeniu.