Mój zawód wyuczony to filozof. Oto historia z czasu studiów, która głęboko zapadła mi w pamięć.
To był wykład na temat świadomości. Pozycja wykładowcy w przestrzeni ulegała nieustannej zmianie, co nie dziwi o tyle, iż wśród filozofów tradycje perypatetyckie są wciąż żywe. W pewnym momencie dynamika nieco osłabła - psor usiadł na biurku robiącym za katedrę, nogi zaś oparł na stojącym przed nim krześle. Ciągnął wywód dalej, aż w którymś momencie poczynił następującą uwagę - cytuję z pamięci:
Jeśli to co twierdzi współczesna fizyka jest prawdą, to być może nie powinniśmy odmawiać świadomości także przedmiotom - na przykład takiemu oto krzesłu.
W tym momencie sugestywnie zwrócił uwagę na krzesło, na którym spoczywały jego doskonale wyeksponowane, obute stopy.
Pewnie ono też ma świadomość, aczkolwiek jest to świadomość bardzo prosta - na przykład taka dwustanowa. Coś w rodzaju: jestem siedziane / nie jestem siedziane.
Kiedy po wykładzie wychodziliśmy z sali, kolega lekarz, studiujący filozofię jako drugi fakultet, podzielił się ze mną taką oto refleksją:
Takie rzeczy tylko tu można usłyszeć - gdzie indziej za tego rodzaju wypowiedzi zamyka się w psychiatryku.
O ile mnie pamięć nie myli, kolega ów pisał pracę magisterską na temat filozoficznych zagadnień powiązanych z praktykowaniem przeszczepiania głów. :)
Perypatetyka mieszkaniowa praktykowana świadomie lub nie, jest bardzo uzależniona od metrażu. Ten wpis uśwaidomił mi jak zmienia się jakość mojego życia wraz ze zmianami lokum :) Jaki stan świadomości miało krzesło (jestem/niejstesm siedziane) jeśli były na nim tylko nogi?
OdpowiedzUsuń