czwartek, 24 listopada 2011

Nerdowskie dialogi: Miara objętości tekstu

Z Maciem i Kaktusem opuściliśmy na jakąś godzinę Zakład Produkcji Kodu Maszynowego, by trochę pobiegać. No i rozmawiamy w trakcie o różnych kwestiach, a rozmowy podczas biegu mają dla mnie bardzo ciekawy klimat. Rozmawia się o rzeczach ważnych i nieważnych - ale równocześnie, pewnie dzięki endogennym narkotykom wydzielonym w związku z wysiłkiem, włącza się pewien szczególny dystans do poruszanych tematów - tak jakby bardziej dotykało się sensu, lepiej chwytało - to oczywiście iluzja. A dywagujemy o globalnej sytuacji makroekonomicznej, paradygmatach kulturowych, technice wojskowej i strategiach militarnych, kontuzjach sportowych, sensowności gaci do biegania z windstoperem (w nomenklaturze Kaktusa "jajochrony" ;) ). W którymś momencie Kaktus pyta mnie:

- Czy przeczytałeś tę książkę Schweitzera, co ci pożyczałem?
- Jeszcze nie, cały czas w kiblu leży (pod stosem Tygodników Powszechnych)
- Krótka jest, tak akurat na dwa klocki.

Więcej o serii Nerdowskie dialogi.

środa, 23 listopada 2011

Nerdowskie dialogi: Moral landscape

Taki dialog z Pacią:

- "Values are facts about well-being of conscious creatures"
- I am too conscious to be well

Więcej o serii Nerdowskie dialogi.

wtorek, 15 listopada 2011

O równaniu faszyzmu z nacjonalizmem

Rafał Ziemkiewicz stawia środowisku Politycznej Krytyki zarzut równania nacjonalizmu z faszyzmem, a mi się zdaje że prezentowane przez Ziemkiewicza w tym temacie poglądy, w związku z ignorowaniem pewnych faktów, zrównują w istocie faszyzm z nacjonalizmem. Osoby o narodowych przekonaniach, ale bez faszyzującego kolorytu, mogą czuć się tym głęboko dotknięte.

W zasadzie faszyzm jest świetny, by się o tym przekonać wystarczy przeczytać postulaty włoskiego manifestu faszystowskiego, mając na uwadze także kontekst historyczny ich ogłoszenia. Przyznanie prawa wyborczego kobietom i rozszerzenie takich praw dla ludzi młodych, ośmiogodzinny dzień pracy, płaca minimalna, obniżenie wieku emerytalnego, koncepcja współpracy klas społecznych, etc.. Gdybym był wtedy Włochem, prawdopodobnie byłbym faszystą. Niestety mimo początkowych zachwytów nad tymi nowymi nurtami polityczno-społecznymi (np. Churchilla), po doświadczeniu niemieckiego nazizmu, termin faszyzm zyskał bardzo negatywne konotacje, a stało się tak nie z racji typowych dla faszyzmu postulatów politycznych, lecz z racji sposobów w jakie faszyści je realizowali.

Jeśli dzisiaj ktoś używa epitetu "faszysta", to może mieć na myśli co najmniej dwie kwestie:

  • określone poglądy
  • oraz określone metody wprowadzanie tych poglądów w życie

To drugie, mówiąc precyzyjniej, opisywane jest jako "postawa faszyzująca". O problemach definiowania faszyzmu pisze Orwell w eseju What is Fascism? Już w jego czasach problem był skomplikowany do tego stopnia, że sam Orwell miał okazję być oskarżonym o uczestnictwo w działaniach faszystowskiej organizacji. Nasz obecny zamęt pojęciowy nie jest zatem niczym szczególnym. Wyrwany z kontekstu fragment tego eseju jest często cytowany w polskim Interncie (za sprawą wikipedii), na poparcie tezy iż nie da się faszyzmu definiować:

It will be seen that, as used, the word ‘Fascism’ is almost entirely meaningless. In conversation, of course, it is used even more wildly than in print. I have heard it applied to farmers, shopkeepers, Social Credit, corporal punishment, fox-hunting, bull-fighting, the 1922 Committee, the 1941 Committee, Kipling, Gandhi, Chiang Kai-Shek, homosexuality, Priestley's broadcasts, Youth Hostels, astrology, women, dogs and I do not know what else.

Lecz dalej autor pisze:

Yet underneath all this mess there does lie a kind of buried meaning. To begin with, it is clear that there are very great differences, some of them easy to point out and not easy to explain away, between the régimes called Fascist and those called democratic. Secondly, if ‘Fascist’ means ‘in sympathy with Hitler’, some of the accusations I have listed above are obviously very much more justified than others.

I dalej o postawie faszyzującej:

Thirdly, even the people who recklessly fling the word ‘Fascist’ in every direction attach at any rate an emotional significance to it. By ‘Fascism’ they mean, roughly speaking, something cruel, unscrupulous, arrogant, obscurantist, anti-liberal and anti-working-class. Except for the relatively small number of Fascist sympathizers, almost any English person would accept ‘bully’ as a synonym for ‘Fascist’. That is about as near to a definition as this much-abused word has come.

Mam wrażenie, że bardzo źle się dzieje dla czytelności życia politycznego, kiedy z racji historycznych obciążeń faszyści nie pozwalają mówić o sobie per "faszyści" (w przeciwieństwie np. do komunistów, którzy raczej nie mają oporów by swoje poglądy adekwatnie nazywać, mimo zbrodniczych skutków działania wielu komunistycznych systemów). Irracjonalny wydaje mi się także zakaz używania symboliki faszystowskiej. Dziewczyny i chłopaki muszą się strasznie frustrować wkładając tyle wysiłku w maskowanie swojej tożsamości.

Nie widzę nic zdrożnego w głoszeniu idei faszystowskich, dopóki głoszący je odżegnują się od stosowania przemocy jako sposobu ich realizacji. Oficjalna legitymizacja przemocy pojawiała się jednak w historycznych ruchach faszystowskich dopiero po uzyskaniu przez nie stosownego poziomu poparcia społecznego, i właśnie to budzi niepokój.

Utożsamianie nacjonalizmu z faszyzmem jest oczywiście nadużyciem, ale nie wydaje mi się by ci którym to RAZ przypisuje, faktycznie popełniali ten błąd (jego tekst w istocie zaprzecza jego własnej tezie). Historyczne organizacje, które same siebie określały mianem faszystowskich, głosiły różne idee i używały różnych symboli. Część z tych idei i część z tych symboli propagują dzisiaj organizacje takie jak Wszechpolska Młodzież, czy Radykalny Obóz Narodowy. Z zupełnie zrozumiałych względów ich członkowie oficjalnie odżegnują się od ideowej łączności z faszyzmem i z podobnie zrozumiałych względów wielu obserwatorów ich działalności jest zaniepokojonych wyraźnym nawiązywaniem do idei i symboliki dawnych organizacji faszystowskich. Jeszcze większy niepokój budzą akty przemocy dokonywane przez członków tych grup, ponieważ sugerują obecną w ich ramach postawę faszyzującą. Oczywiście to ostatnie dotyczy wszelkich innych grup akceptujących przemoc jako środek realizacji własnych celów - np. paradoksalnie niektórych antyfaszystów.

Co do poglądów RAZa - chciałbym przeczytać raczej w jaki sposób odnosi się on do tezy, iż uczestnicząc jako autorytet w Marszu Niepodległości, legitymizuje tym samym poglądy części jego organizatorów. A jakie to są poglądy?

Pozwoliłem sobie przełożyć fragment definicji faszyzmu z angielskiej wikipedii:

Faszyści dązą do ożywienia własnych narodów dzięki wkładowi we wspólnotę narodową rozumianą jako byt organiczny, w którym jednostki związane są tożsamością narodową dzięki ponadjednostkowym związkom z dziedzictwem, kulturą i krwią. Dla osiągnięcia tego celu, faszyści likwidują siły, idee, ludzi i systemy postrzegane jako przyczyna dekadencji i degeneracji. Faszyści postulują utworzenie totalitarnego jednopartyjnego rządu, który wpłynie na masową mobilizację narodu poprzez indoktrynację, wychowanie fizyczne, dyscyplinę i regulacje polityki rodzinnej (np. eugenika).

A teraz polecam lekturę deklaracji ideowej Wszechpolskiej Młodzieży.

Faszyzm i nacjonalizm to oczywiście pojęcia różne i nie należy ich mieszać. Mam natomiast wrażenie, że paradoksalnie to Rafał Ziemkiewicz dokonał ich zrównania (i to właśnie w tej kolejności), ignorując argumenty osób znajdujących w działalności inicjatorów Marszu Niepodległości:

  • elementy ideologii typowej dla organizacji które same nazywały się faszystowskimi
  • wykorzystywanie symboliki typowej dla faszyzmu
  • postawy faszyzujące, związane z legitymizowaniem przemocy i likwidacji przeciwników politycznych

Ignorowanie semantycznej zawartości tych argumentów, przy założeniu że mamy do czynienia po prostu z ruchami "narodowymi", obraża jak sądzę wielu polskich nacjonalistów. Zbywanie tego rodzaju argumentów stwierdzeniem, iż to polscy narodowcy ginęli z rąk niemieckich faszystów, jest w tym kontekście irrelewantne.

Obraz często wart jest więcej niż słowa. To zdjęcie nie zostało zrobione w Berlinie w roku 1939, lecz w Krakowie w roku 2007:

Polecam także mój poprzedni wpis o marszu podległości tożsamości etnicznej.

piątek, 11 listopada 2011

Marsz podległości tożsamości etnicznej

Natio znaczy tyle co narodzona - jest rodzaju żeńskiego.

- Wierzymy w powszechne braterstwo, wyższość pokoju i współpracy nad wojną i nienawiścią, uważamy, że człowiek powinien być miarą wszystkich rzeczy...
Położył ciężką przylgę na moim kolanie.
- Dlaczego człowiek? - powiedział. - Zresztą, mniejsza o to. Ale pana wyliczenie jest negatywne: brak wojny, brak nienawiści - na litość mgławicową, nie macie żadnych pozytywnych ideałów?

Pozytywne ideały? - idea niepodległości państwa narodowego z pewnością do nich nie należy, ponieważ jest afirmacją braku podległości, ale czy można sensownie określić co jest niezależne od czego? Historycy próbują, ale odniesienia którymi się posługują już na starcie uwikłane są chociażby w medium określonego języka, a co za tym idzie w mnóstwo wartościujących konotacji oddalających ich prace od ideałów naukowej neutralności. Nawet ci pretendujący do maksymalnego obiektywizmu badacze, nie potrafią uciec od etnocentrycznego paradygmatu w rodzaju:

Zbrodnie "innych" przeciwko "nam" to tragedie, natomiast zbrodnie popełnione przez "nas" wobec "innych" to zwycięstwa.

W przytoczonym fragmencie Dzinników Gwiazdowych Lema, Ijon Tichy rozmawia z Tarrakaninem. Tichy ma zostać ambasadorem Ziemi na kosmicznym analogonie ONZ, a jego interlokutor pomaga zrobić dobre entre. Polecam lekturę całej Podróży ósmej, ponieważ genialnie pomaga dekonstruować dobre samopoczucie nas wszystkich, którzy jesteśmy w "posiadaniu" zgrabnych idei-protez opisujących rzeczywistość społeczną, czy polityczną. "Lewo, prawo, centrum, liberał, konserwatysta, komunista, faszysta". To są takie współczesne świeckie nurty "religijne" związane z funkcjonowaniem tzw. państwa narodowego. Rzecz w tym, że coś takiego jak naród nie istnieje, a każdy kto odwołuje się do tego pojęcia o nieskończonych konotacjach a pustej denotacji, zaczyna w moim odczuciu od razu mówić językiem z gruntu magicznym.

O ile w dyskursie publicznym społeczeństw świata zachodniego, odniesienia religijne zostały przeważnie wyrugowane, o tyle nowożytna nowomowa okołopaństwowa ma się coraz lepiej. Istnieje nie jedna, lecz wiele "metafizyk bytu narodowego". Spektrum to będzie zawierać nie tylko ujęcia akademickie czerpiące z de Maistre'a, ale także poglądy kibica ubliżającego PZPN za usunięcie orła z koszulek sportowców. Joseph de Maistre twierdził iż:

nie ma wcale człowieka na świecie. Widziałem w swoim życiu Francuzów, Włochów, Rosjan, etc.; wiem nawet, dzięki Monteskiuszowi, że można być Persem; ale co do człowieka, oświadczam, że nie spotkałem go w życiu; jeśli istnieje, to nic o tym nie wiem

Wyłonienie się idei państwa narodowego we współcześnie znanej formie nastąpiło w XVIII i XIX wieku, a więc stosunkowo późno w historii ziemskich kultur. Powszechna świadomość przynależności do określonego narodu to też rzecz stosunkowo nowa, związana z rewolucją masowego rozprzestrzeniania memów, dzięki coraz szerszej scholaryzacji. Wystarczy posłuchać jak dzisiejszy góral ze Szczawnicy opowiada o tatrzańskich góralach skalnych i o lachach.

Ciągnąc dalej religijną metaforykę, "naród" to współczesny bałwan - bożek. Z samego faktu przynależności narodowej mają płynąć jakoby powinności, których niespełnienie będzie często karane bardziej surowo, niż niegdyś karano odstępstwa od wiary. Powszechne jest przekonanie, iż obywatel Polski powinien czuć solidarność z polskimi rolnikami i zabiegać o ich interesy. Ale właściwie z jakich niemetafizycznych powodów powinienem bardziej dbać o interesy polskiego rolnika, niż o interesy duńskiego hipisa, czy europejskiego przedsiębiorcy? W jakimś sensie łatwiej mi znaleźć kryterium tożsamości z tymi drugimi. A w grę wchodzą także wybory etyczne, wszakże poprawa kondycji polskiej wsi, może iść w parze z degradacją warunków bytowania ludzi w innych częściach świata.

Powszechne przywiązanie do metafizyki idei narodowych nie dziwi mnie. Jest ono zewnętrzną oznaką funkcjonowania genetycznie warunkowanych mechanizmów podtrzymywania tożsamości etnicznej wewnątrz społeczności. Pojęcie "narodu" to pokłosie procesów ewolucji kultury, gdzie w sposób emergentny transformuje się skala kryteriów zachowania ekwilibrium grupy, stanowiących socjobiologiczny imperatyw (grupy których geny nie fundują memów socjalnego integryzmu, skazane są na ekstynkcję). Omawiana homeostaza trwa dzięki kilku strategiom, np.:

  • kooperacji wewnątrz grupy (altruizm, hamowanie agresji)
  • obrony własnej grupy przed agresją ze strony innych grup
  • kierowaniem agresji przeciwko innym grupom - w szczególności odległym genetycznie

Tak to wygląda w stadzie szympansów, tak to wyglądało w znanej nam historii gdzie grupą była grupa etniczna, i tak to wygląda w przypadku dużych zbiorowisk ludzkich, gdzie grupę zastąpiła społeczność nazywana narodem (kultura - emergentny poziom memetyczny na bazie etnicznego).

Każda metafizyka narodu którą znam, różnicuje podmiotowość etyczną poszczególnych osobników naszego gatunku (zarówno moral agents jak i moral patients) w zależności od ich pochodzenia etnicznego, lub też w wersji bardziej wyrafinowanej - kulturowego. To jest konsekwencja pierwotnego rozróżnienia my-oni. Przekonania generujące tego rodzaju modele aksjologiczne są dla mnie z gruntu nonsensowne, ponieważ relatywizują normy moralne do obrębu danej kultury, a zatem odbierają narzędzia oceny działań przedstawicieli innych kultur. Konsekwentny narodowiec musi jednak w związku z tym przyznać, iż brakuje mu kryteriów oceny kultury własnej innych niż estetyczne, a de gustibus non disputandum est. To daje pewien wgląd w przyczyny dla których z ideami narodowymi nie da się polemizować. Neutralna naukowo-biologiczna perspektywa, wbrew zideologizowanej antropometrii nazistów, pozwala nam w przypadku ludzi rozróżnić jedynie genom Pan sapiens, od genomu innych gatunków zwierząt.

Powiem więcej, coraz częściej pojawiają się głosy etyków, iż w świetle danych naukowych na temat etologii innych gatunków zwierząt, kategorię moral patiency należałoby rozszerzyć także na nie, ponieważ bez tego nie możemy sensownie mówić o uniwersalnej etyce dla Pan sapiens. Przykładem może być esej Petera Singera, All animals are equal. "Dlaczego jedynie człowiek?" zapytywał retorycznie Tarrakanin. A czemu nie świadome istoty (w tym przypadku przedstawiciele innej cywilizacji kosmicznej)? A czemu nie istoty zdolne do przeżywania bólu? Przed nami jeszcze daleka droga, a przezwyciężenie perspektywy wynikającej z tożsamości etnicznej to dopiero jej początek.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem powyższy plakat, pierwszą myślą było, że jest świetnie zrobiony: przystojni młodzi chłopcy, atrakcyjne dziewczyny - niczym z hollywoodzkiej superprodukcji. Ale druga myśl była gorzka: one ich rodzą po to, żeby zabijali i byli zabijani. To że martyrologia w estetyce Grottgera przetransformowana została w bohaterstwo rodem z komiksu, trochę mnie cieszy, a trochę martwi. Bo skoro już nie można powiedzieć: "dobry Polak to ten, który zginął w powstaniu, a dobra Polka to taka, która go do dzisiaj opłakuje", to co właściwie możemy powiedzieć i właściwie po co to mówić?

Fizykalne granice funkcjonowania "narodu" wyznacza granica "państwa". Nigdy nie zapominajmy, że tego rodzaju granica istnieje wyłącznie na mapie, a mapa nie jest terytorium. Kiedy przeczytałem przed laty iż to znane na świecie sformułowanie (np. via Baudrillard pojawia się w filmie Matrix) pochodzi od "naszego" Alfreda Korzybskiego, o którym w Polsce chyba mało kto słyszał, to odczułem pewien żal, ale także coś w rodzaju "dumy narodowej". Dzisiaj nie czuję już nic z tego rodzaju rzeczy. Mam natomiast nadzieję, że sam Korzybski, zajmujący się między innymi krytyką języka totalitaryzmów, byłby ukontentowany tym co tutaj napisałem.

Tyle się rozpisałem, a przecież można było dużo prościej, słowami Kur:

marsz, marsz Marszałkowską, pełne spoko, tupią glany
wznosimy twarde piąchy, skandujemy slogany,
że Prajednia, Wola Mocy i Kutas Światowida
przyporządkują nam Murzyna i pogonią precz Żyda!
mamy haj jak w Sylwestra, kible lecą do góry,
pryska witryn szkło, z wózków sypią się wióry
jadą suki, lodówy, komandosi i gliny
już za chwilę nas znowu spałują te skurwyny!
(...)
razem wsławimy imię Polski, ja pierdolę!...

Skoro natio już jest na tym świecie, to pomóżmy jej trochę zsocjalizować się z innymi dzieciakami i dorosnąć w wymiarze etycznym. A dorastanie w tym wymiarze polega na zawieszaniu własnej perspektywy, wobec wyobrażenia o perspektywie innych - do tego potrzebna jest empatia. No i pozostając w tematyce okołoprokreacyjnej, która co i rusz powraca w tym wpisie, jeszcze tylko cudny plakat przygotowany przez Agatę Cynamonovą.

Polecam także wpis o równaniu faszyzmu z nacjonalizmem